Darkest Hour (2017)
"Czas mroku" to kino działające na zmysły. To dzieło stylowe, o klasycznych proporcjach. Reżyser we współpracy z operatorem, scenografami i kostiumologami stworzył rzecz, która może zachwycać swoim wystudiowanym pięknem. Estetyczne walory podbija jeszcze Dario Marianelli. Jego muzyka, szczególnie motyw przewodni, bardzo przypadł mi do gustu.
Wartość estetyczna udanie broni film, ponieważ narracyjny zamysł reżysera nie do końca się sprawdził. Joe Wright opowiada o bardzo konkretnym momencie w historii Wielkiej Brytanii. To historia tego, jak Churchill został premierem i jak zmieniał się w lidera narodu, któego zapamiętała historia.
To podejście sprawdza się tylko jako pretekst dla wspaniałej kreacji aktorskiej Gary'ego Oldmana. Jest on na ekranie niepowstrzymanym żywiołem. Każda scena to pretekst dla niego by błyszczeć raz jako niepewny siebie mąż stanu, innym razem jako zdecydowany, hałaśliwy demagog.
Jednak dla samej opowieści takie podejście nie jest udane. To, czego doświadczał Churchill podczas pierwszych tygodni na stanowisku premiera, było konsekwencją kilku dekad jego kariery politycznej ale też i innych ludzi. Bez znajomości biografii Churchilla, bez świadomości tego, na co na przestrzeni lat zgadzał się poprzedzający go premier Neville Chamberlain, trudno zrozumieć węzeł gordyjski, jakim była sytuacja Churchilla. Scenarzyści niby próbują to jako pokazać. Jednak jest różnica między pozbawionymi kontekstu emocjonalnego wspominaniem o wydarzeniach takich jak Gallipoli czy koncyliacyjna polityka Chamberlaina wobec Niemiec, a sprawieniem, by widzowie naprawdę to przeżyli i zrozumieli. Dlatego też pomimo niewątpliwych reżyserskich umiejętności reżyserskich Wrighta, jest to film pusty, nieważny. Sprawdza się tylko i wyłącznie jako dowód na talent Oldmana i piękna wydmuszka.
Ocena: 6
Wartość estetyczna udanie broni film, ponieważ narracyjny zamysł reżysera nie do końca się sprawdził. Joe Wright opowiada o bardzo konkretnym momencie w historii Wielkiej Brytanii. To historia tego, jak Churchill został premierem i jak zmieniał się w lidera narodu, któego zapamiętała historia.
To podejście sprawdza się tylko jako pretekst dla wspaniałej kreacji aktorskiej Gary'ego Oldmana. Jest on na ekranie niepowstrzymanym żywiołem. Każda scena to pretekst dla niego by błyszczeć raz jako niepewny siebie mąż stanu, innym razem jako zdecydowany, hałaśliwy demagog.
Jednak dla samej opowieści takie podejście nie jest udane. To, czego doświadczał Churchill podczas pierwszych tygodni na stanowisku premiera, było konsekwencją kilku dekad jego kariery politycznej ale też i innych ludzi. Bez znajomości biografii Churchilla, bez świadomości tego, na co na przestrzeni lat zgadzał się poprzedzający go premier Neville Chamberlain, trudno zrozumieć węzeł gordyjski, jakim była sytuacja Churchilla. Scenarzyści niby próbują to jako pokazać. Jednak jest różnica między pozbawionymi kontekstu emocjonalnego wspominaniem o wydarzeniach takich jak Gallipoli czy koncyliacyjna polityka Chamberlaina wobec Niemiec, a sprawieniem, by widzowie naprawdę to przeżyli i zrozumieli. Dlatego też pomimo niewątpliwych reżyserskich umiejętności reżyserskich Wrighta, jest to film pusty, nieważny. Sprawdza się tylko i wyłącznie jako dowód na talent Oldmana i piękna wydmuszka.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz