Die Mitte der Welt (2016)
"Die Mitte der Welt" to tak naprawdę dwa filmy w jednym. Pierwszy, to bardzo typowa opowieść o młodzieńczej miłości. Druga, to również mało odbiegająca od standardu historia mrocznych rodzinnych sekretów, które w końcu wychodzą na jaw.
Doceniam chęć reżysera zrobienia filmu innego poprzez zmieszanie dwóch różnych opowieści. I gdyby udało mu się zrealizować to, co ewidentnie sobie zamierzył, "Die Mitte der Welt" mógł stać się obrazem wyrazistym emocjonalnie. Niestety tak się nie stało. Głównie dlatego, że w rękach Jakoba M. Erwy oba wątki stają się wodą i olejem i w żadnym momencie nie następuje ich zmieszanie. Każda z historii toczy się swoim torem i jedyne, co je łączy to ten sam zestaw bohaterów. Ale ci również zachowują się tak, jakby cierpieli na specyficzną formę amnezji, która sprawia, że kiedy przeskakują z jednego wątku do drugiego, to zapominają o radościach i smutkach związanych z porzuconą na chwilę historią.
Z dwóch wątków lepiej wypada w "Die Mitte der Welt" opowieść o pierwszej miłości. Głównie dlatego, że Erwa nie ryzykuje i podąża ścieżką wydeptaną przez setki reżyserów przed nim. Ponieważ jednak Phil, Nicholas i Kat są postaciami fajnymi w oglądaniu, ten brak oryginalności w podejściu do historii wcale nie razi.
Wątek z siostrą Phila i ich matką wymagał jednak większego zaangażowania emocjonalnego. Tu już nie dało się zamaskować braków sprawnym korzystaniem z gotowych wzorców narracyjnych. Relacje między bohaterami są zbyt płytkie, więc kiedy dochodzi do ujawnienia tajemnicy, nic specjalnego nie poczułem. Dla mnie szczególnie postać matki nie jest przykuwającą uwagę osobą. Jest raczej pretekstem dla reżysera do zabaw materiałem filmowym (na przykład poprzez zbitki montażowe). Film lepiej wypadłby, gdyby ten wątek został całkowicie usunięty. Co rzecz jasna raczej nie wchodziło w grę, skoro całość jest ekranizacją powieści.
Ocena: 6
Doceniam chęć reżysera zrobienia filmu innego poprzez zmieszanie dwóch różnych opowieści. I gdyby udało mu się zrealizować to, co ewidentnie sobie zamierzył, "Die Mitte der Welt" mógł stać się obrazem wyrazistym emocjonalnie. Niestety tak się nie stało. Głównie dlatego, że w rękach Jakoba M. Erwy oba wątki stają się wodą i olejem i w żadnym momencie nie następuje ich zmieszanie. Każda z historii toczy się swoim torem i jedyne, co je łączy to ten sam zestaw bohaterów. Ale ci również zachowują się tak, jakby cierpieli na specyficzną formę amnezji, która sprawia, że kiedy przeskakują z jednego wątku do drugiego, to zapominają o radościach i smutkach związanych z porzuconą na chwilę historią.
Z dwóch wątków lepiej wypada w "Die Mitte der Welt" opowieść o pierwszej miłości. Głównie dlatego, że Erwa nie ryzykuje i podąża ścieżką wydeptaną przez setki reżyserów przed nim. Ponieważ jednak Phil, Nicholas i Kat są postaciami fajnymi w oglądaniu, ten brak oryginalności w podejściu do historii wcale nie razi.
Wątek z siostrą Phila i ich matką wymagał jednak większego zaangażowania emocjonalnego. Tu już nie dało się zamaskować braków sprawnym korzystaniem z gotowych wzorców narracyjnych. Relacje między bohaterami są zbyt płytkie, więc kiedy dochodzi do ujawnienia tajemnicy, nic specjalnego nie poczułem. Dla mnie szczególnie postać matki nie jest przykuwającą uwagę osobą. Jest raczej pretekstem dla reżysera do zabaw materiałem filmowym (na przykład poprzez zbitki montażowe). Film lepiej wypadłby, gdyby ten wątek został całkowicie usunięty. Co rzecz jasna raczej nie wchodziło w grę, skoro całość jest ekranizacją powieści.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz