Goon: Last of the Enforcers (2017)
Jay Baruchel był gwiazdą wielu świetnych komedii. Jak się jednak okazuje, to nie wystarcza, by potrafił sam nakręcić równie świetną komedię. "Goon: Last of the Enforcers" to kompletnie niepotrzebny sequel całkiem sympatycznego filmu. O poziomie dowcipów najlepiej świadczy to, że najzabawniejsze wydały mi się bloopersy pokazywane podczas napisów końcowych.
"Goon: Last of the Enforcers" jest filmem, który chce być zabawny, a jest jedynie przyjemnie nijaki. Nie można mu zarzucić braku gagów. Po prostu większość z nich nie jest w połowie tak zabawna, jak myśleli ich twórcy. Nie wykorzystano też potencjału tkwiącego w całej masie postaci drugoplanowych. LaFlamme poza lodowiskiem w ogóle nie istniej. Ross Rhea pewnie byłby równie niewidoczny gdyby nie to, że gra go Liev Schreiber.
Twórcom nie udało się też zgrać w jedną ciekawą całość poszczególnych wątków filmu. Ojcowsko-synowska relacja Hyruma i Andersa Cainów nijak się ma do zbliżającego się ojcostwa Douga Glatta. Aż dziwne, że w ogóle nie ograny został wątek kompletnego nieprzygotowania Douga do jakiejkolwiek pracy, która nie wymaga od niego jazdy na łyżwach albo/i walki na pięści. Samo macierzyństwo Evy też można było w filmie lepiej pokazać.
Dzięki jednak fajnej obsadzie i mojej olbrzymiej sympatii do Seanna Williama Scotta, "Goon 2" obejrzałem bez większego żalu.
Ocena: 5
"Goon: Last of the Enforcers" jest filmem, który chce być zabawny, a jest jedynie przyjemnie nijaki. Nie można mu zarzucić braku gagów. Po prostu większość z nich nie jest w połowie tak zabawna, jak myśleli ich twórcy. Nie wykorzystano też potencjału tkwiącego w całej masie postaci drugoplanowych. LaFlamme poza lodowiskiem w ogóle nie istniej. Ross Rhea pewnie byłby równie niewidoczny gdyby nie to, że gra go Liev Schreiber.
Twórcom nie udało się też zgrać w jedną ciekawą całość poszczególnych wątków filmu. Ojcowsko-synowska relacja Hyruma i Andersa Cainów nijak się ma do zbliżającego się ojcostwa Douga Glatta. Aż dziwne, że w ogóle nie ograny został wątek kompletnego nieprzygotowania Douga do jakiejkolwiek pracy, która nie wymaga od niego jazdy na łyżwach albo/i walki na pięści. Samo macierzyństwo Evy też można było w filmie lepiej pokazać.
Dzięki jednak fajnej obsadzie i mojej olbrzymiej sympatii do Seanna Williama Scotta, "Goon 2" obejrzałem bez większego żalu.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz