Urge (2016)
"Impuls" z powodzeniem mógł stać się moim ulubionym filmem roku w kategorii "tak zły, że aż dobry". Pomysł idealnie się do tego nadawał. Oto grupa przyjaciół spędza weekend na wyspie. Pierwszego wieczoru udają się do otwartego niedawno klubu. Tam tajemniczy mężczyzna oferuje im nowy narkotyk. Obiecuje, że pozbawi on ich wszelkich zahamowań i po raz pierwszy od czasu dzieciństwa będą w pełni sobą, postępując zgodnie z rządzącymi nimi popędami. Jest tylko jedna zasada (którą – oczywiście – bohaterowie bez zastanowienia złamią): narkotyk można wziąć bezpiecznie tylko raz w życiu...
Aby film był sukcesem należało zrobić jedną prostą rzecz: epatować scenami tego, jak bohaterowie realizują swoje mroczne popędy, jak do głosu dochodzą ich wyparte pragnienia, negatywne emocje, kompleksy. I właśnie tego w "Impulsie" brakuje.
Zdumiewa przede wszystkim podejście do scen seksu. W filmie króluje instagramowa erotyka: dużo sugerowania, ale wszystko "czyściutkie"; jeśli są nagie piersi, to z zaklejonymi sutkami, jeśli ktoś uprawia seks, to tylko w ubraniu. Przez długi czas myślałem nawet, że "Impuls" ma kategorię wiekową PG-13, tak pruderyjne są prezentowane sceny. Kilka efekciarskich rozbryzgów krwi przekonało mnie jednak, że jest to "erka".
Kiedy z seksu fabuła przenosi się na mroczniejsze żądze, wcale nie robi się lepiej. Twórcy "Impulsu" mają naprawdę ubogą wyobraźnię i większość scen nie robi wrażenia (na bezrybiu i scena u kosmetyczki rybą). A jeśli już jakiś pomysł okazuje się interesujący, to nie jest przez twórców w pełni wykorzystany.
Nie udał się też wątek tajemniczego mężczyzny i jego relacji z jednym z bohaterów. To powinna być kwintesencja kiczu i Pierce Brosnan nawet gra odpowiednio. Jednak w filmie wątek ten jest zaprezentowany tak, jakby twórcy kręcąc "Impuls" mieli intelektualne ambicje. Można odnieść wrażenie, że całości bliżej jest do obrazów takich jak "Matrix", gdzie rozrywka miesza się z filozoficznymi rozważaniami na temat natury ludzkiej.
W efekcie mamy do czynienia z całkowicie zmarnowaną szansą na świetny tytuł z gatunku exploitation.
Ocena: 4
Aby film był sukcesem należało zrobić jedną prostą rzecz: epatować scenami tego, jak bohaterowie realizują swoje mroczne popędy, jak do głosu dochodzą ich wyparte pragnienia, negatywne emocje, kompleksy. I właśnie tego w "Impulsie" brakuje.
Zdumiewa przede wszystkim podejście do scen seksu. W filmie króluje instagramowa erotyka: dużo sugerowania, ale wszystko "czyściutkie"; jeśli są nagie piersi, to z zaklejonymi sutkami, jeśli ktoś uprawia seks, to tylko w ubraniu. Przez długi czas myślałem nawet, że "Impuls" ma kategorię wiekową PG-13, tak pruderyjne są prezentowane sceny. Kilka efekciarskich rozbryzgów krwi przekonało mnie jednak, że jest to "erka".
Kiedy z seksu fabuła przenosi się na mroczniejsze żądze, wcale nie robi się lepiej. Twórcy "Impulsu" mają naprawdę ubogą wyobraźnię i większość scen nie robi wrażenia (na bezrybiu i scena u kosmetyczki rybą). A jeśli już jakiś pomysł okazuje się interesujący, to nie jest przez twórców w pełni wykorzystany.
Nie udał się też wątek tajemniczego mężczyzny i jego relacji z jednym z bohaterów. To powinna być kwintesencja kiczu i Pierce Brosnan nawet gra odpowiednio. Jednak w filmie wątek ten jest zaprezentowany tak, jakby twórcy kręcąc "Impuls" mieli intelektualne ambicje. Można odnieść wrażenie, że całości bliżej jest do obrazów takich jak "Matrix", gdzie rozrywka miesza się z filozoficznymi rozważaniami na temat natury ludzkiej.
W efekcie mamy do czynienia z całkowicie zmarnowaną szansą na świetny tytuł z gatunku exploitation.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz