Dark Was the Night (2014)
Podczas oglądania "W ciemną noc" przypomniał mi się jeden z odcinków "2 Stupid Dogs". Tytułowe psy chciały w nim wejść do sklepu, ale najpierw musiały przejeść przez automatycznie otwierane drzwi. Niestety nie bardzo wiedziały jak. Po długiej obserwacji zauważyły jedną wspólną cechę wszystkich tych, którym udało się wejść - buty. Psy doszły więc do oczywistego wniosku, że jeśli chcą, żeby drzwi się przed nimi otworzyły, to muszą założyć buty. Tak oto ilustrowany jest jeden z błędów polegających na przypisywaniu korelacjom przyczynowo-skutkowych relacji.
Dlaczego o tym wspominam? Ano dlatego, że gdyby "W ciemną noc" oraz całą masę podobnych horrorów o potworach obejrzeli kosmici, którzy nie mają pojęcia o Ziemianach, to mogliby dość do oczywistego wniosku, że natura stworzyła potwory, by pomóc ludziom w przezwyciężaniu problemów osobistych i naprawie relacji z bliskimi. Film Jacka Hellera ma bowiem bardzo typową konstrukcję. Bohaterem jest pogrążony w żałobie mężczyzna. Jego depresja jest na tyle głęboka, że zagraża jego małżeństwu (w jednej ze scen widzimy nawet przygotowane papiery rozwodowe). Ale oto po okolicy zaczyna grasować potwór. Kiedy bohater zorientuje się, z czym ma do czynienia, przebudzą się jego naturalne instynkty obronne wobec żony. Nikogo nie zaskoczy więc scena, tuż przed finałową konfrontacją, kiedy to bohater na nowo wyzna żonie, że ją kocha. Obecność potwora, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, sprawiła, że bohater został uzdrowiony z destrukcyjnej depresji.
Heller chyba zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo wyświechtana jest fabuła, którą chce wcisnąć widzom. Dlatego też postanowił uatrakcyjnić ją zabawami formalnymi. Polegają one na opowiadaniu całej historii przy użyciu dwóch różnych palet barw. Pierwsza stosowana jest przede wszystkim w plenerach dziennych. To dominacja bladych błękitów. Druga, wykorzystywana w sekwencjach nocnych i w zamkniętych pomieszczeniach (bez światła dziennego), oparta jest na wszechobecności sepii. Niestety te zabiegi wcale nie czynią "W ciemną noc" atrakcyjniejszym obrazem. Reżyser lepiej zrobiłby mniej bawiąc się formą, a więcej czasu poświęcając na budowaniu atmosfery zagrożenia i osaczenia. Bez tego film jest tak nudny, że trudno dotrwać do napisów końcowych.
Ocena: 3
Dlaczego o tym wspominam? Ano dlatego, że gdyby "W ciemną noc" oraz całą masę podobnych horrorów o potworach obejrzeli kosmici, którzy nie mają pojęcia o Ziemianach, to mogliby dość do oczywistego wniosku, że natura stworzyła potwory, by pomóc ludziom w przezwyciężaniu problemów osobistych i naprawie relacji z bliskimi. Film Jacka Hellera ma bowiem bardzo typową konstrukcję. Bohaterem jest pogrążony w żałobie mężczyzna. Jego depresja jest na tyle głęboka, że zagraża jego małżeństwu (w jednej ze scen widzimy nawet przygotowane papiery rozwodowe). Ale oto po okolicy zaczyna grasować potwór. Kiedy bohater zorientuje się, z czym ma do czynienia, przebudzą się jego naturalne instynkty obronne wobec żony. Nikogo nie zaskoczy więc scena, tuż przed finałową konfrontacją, kiedy to bohater na nowo wyzna żonie, że ją kocha. Obecność potwora, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, sprawiła, że bohater został uzdrowiony z destrukcyjnej depresji.
Heller chyba zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo wyświechtana jest fabuła, którą chce wcisnąć widzom. Dlatego też postanowił uatrakcyjnić ją zabawami formalnymi. Polegają one na opowiadaniu całej historii przy użyciu dwóch różnych palet barw. Pierwsza stosowana jest przede wszystkim w plenerach dziennych. To dominacja bladych błękitów. Druga, wykorzystywana w sekwencjach nocnych i w zamkniętych pomieszczeniach (bez światła dziennego), oparta jest na wszechobecności sepii. Niestety te zabiegi wcale nie czynią "W ciemną noc" atrakcyjniejszym obrazem. Reżyser lepiej zrobiłby mniej bawiąc się formą, a więcej czasu poświęcając na budowaniu atmosfery zagrożenia i osaczenia. Bez tego film jest tak nudny, że trudno dotrwać do napisów końcowych.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz