Jusqu'à la garde (2017)
"Jeszcze nie koniec" to opowieść edukacyjna o tym, że bez sprawnie funkcjonującego państwa ludzie nie są w stanie żyć. Jak bowiem pokazuje przypadek Miriam, pozostawieni sami sobie łatwo stają się ofiarami i nie potrafią się wyrwać z zagrożenia. Kobieta rozstaje się z mężem, którego oskarża o to, że jest brutalem. Nie ma na to żadnych dowodów, bo nawet nie wpadła na pomysł, by je gromadzić. Jasno widać to w scenie otwierającej film, kiedy podczas procesu, kiedy oferuje jedynie poszlaki i zeznania łatwe do obalenia.
Ale jest państwo, które nie zawodzi. Państwo jest tu rozumiane dość szeroko. Nie tylko jako instytucje, ale również jako obywatele. Ich współgranie prowadzi do tego, że prawda w końcu wyjdzie na jaw, a problem zostanie rozwiązany. Na ten mechanizm sukcesu składają się i sądy, i policja, i sąsiedzi, i nawet szkolne pielęgniarki. "Jeszcze nie koniec" okazuje się być wielkim manifestem propagandy instytucji państwowych.
Film ten niestety rozczarował mnie. A zaczął się w sposób niezwykle interesujący. I kiedy w nielicznych scenach twórcy zatrzymują się, by pokazać życie emocjonalne bohaterów, jest naprawdę dobrze. Dzieciak w samochodzie z ojcem, kiedy czuje, jak grunt mu się usuwa spod nóg - rewelacja. Scena z testem ciążowym to prawdziwe mistrzostwo świata (najlepszy moment w całym filmie). Ale końcówka i wprowadzenie postaci operatora telefonu alarmowego, to była dla mnie żenada. Nie mogłem wprost uwierzyć, że tę sekwencję kręciły te same osoby, które wcześniej tak świetnie sobie radziły z materiałem filmowym. Kiedy więc pojawiają się napisy końcowe, we mnie pozostał już tylko niesmak.
Ocena: 5
Ale jest państwo, które nie zawodzi. Państwo jest tu rozumiane dość szeroko. Nie tylko jako instytucje, ale również jako obywatele. Ich współgranie prowadzi do tego, że prawda w końcu wyjdzie na jaw, a problem zostanie rozwiązany. Na ten mechanizm sukcesu składają się i sądy, i policja, i sąsiedzi, i nawet szkolne pielęgniarki. "Jeszcze nie koniec" okazuje się być wielkim manifestem propagandy instytucji państwowych.
Film ten niestety rozczarował mnie. A zaczął się w sposób niezwykle interesujący. I kiedy w nielicznych scenach twórcy zatrzymują się, by pokazać życie emocjonalne bohaterów, jest naprawdę dobrze. Dzieciak w samochodzie z ojcem, kiedy czuje, jak grunt mu się usuwa spod nóg - rewelacja. Scena z testem ciążowym to prawdziwe mistrzostwo świata (najlepszy moment w całym filmie). Ale końcówka i wprowadzenie postaci operatora telefonu alarmowego, to była dla mnie żenada. Nie mogłem wprost uwierzyć, że tę sekwencję kręciły te same osoby, które wcześniej tak świetnie sobie radziły z materiałem filmowym. Kiedy więc pojawiają się napisy końcowe, we mnie pozostał już tylko niesmak.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz