Dear White People (2014)
Zaczęło się obiecująco. Kiedy Justin Simien pokazuje uczelnię, na której rozgrywa się akcja filmów, robi to w prosty i dobitny sposób. Zdjęcia zbiorowe najpopularniejszych kierunków i organizacji studenckich w tej podobno postępowej i otwartej dla wszystkich instytucji nie pozostawiają złudzeń. Nieformalna segregacja rasowa istnieje. Biali i czarni nie funkcjonują jako jedność. Oczywiście fakt, że na tych prezentacjach Azjatów i Latynosów jest jeszcze mniej niż Afroamerykanów, też się rzuca w oczy (ale to akurat reżyser zignoruje, bo nie stanowi to temat jego filmu).
Podoba mi się też zakończenie, w szczególności zeznania przed władzami uczelni. Simien pokazuje w nich dobitnie, jaką niezwykłą zdolność do obrony siebie ma system wyznaczający ramy funkcjonowania poszczególnych jednostek. System ten można wykorzystać przeciwko niemu samemu, ale nie sposób go zmienić, a w każdym razie nie tak szybko i tak radykalnie, jak to by sobie niektórzy wymarzyli. To, co się zmienia, to jedynie pozycja poszczególnych osób. Jedni na tymczasowym chaosie zyskali, inni stracili, a większość nie zauważy różnicy.
To, co znajduje się między początkiem i końcem, trochę mnie rozczarowało. Bohaterowie są bardziej ilustracjami tez niż osobami z krwi i kości. Większość obserwacji i dialogów nie jest ani szczególnie odkrywcza, ani jakoś specjalnie zabawna. To sprawnie zrealizowana papka, ale z całą pewnością nie ma w sobie nic z tej wyjątkowości, jakiej się spodziewałem. Jak na satyrę, ma starannie spiłowane pazurki.
Ocena: 6
Podoba mi się też zakończenie, w szczególności zeznania przed władzami uczelni. Simien pokazuje w nich dobitnie, jaką niezwykłą zdolność do obrony siebie ma system wyznaczający ramy funkcjonowania poszczególnych jednostek. System ten można wykorzystać przeciwko niemu samemu, ale nie sposób go zmienić, a w każdym razie nie tak szybko i tak radykalnie, jak to by sobie niektórzy wymarzyli. To, co się zmienia, to jedynie pozycja poszczególnych osób. Jedni na tymczasowym chaosie zyskali, inni stracili, a większość nie zauważy różnicy.
To, co znajduje się między początkiem i końcem, trochę mnie rozczarowało. Bohaterowie są bardziej ilustracjami tez niż osobami z krwi i kości. Większość obserwacji i dialogów nie jest ani szczególnie odkrywcza, ani jakoś specjalnie zabawna. To sprawnie zrealizowana papka, ale z całą pewnością nie ma w sobie nic z tej wyjątkowości, jakiej się spodziewałem. Jak na satyrę, ma starannie spiłowane pazurki.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz