Éternité (2016)
Tran Anh Hung pokazał filmem "Wieczność", że nie jest najlepszą osobą do opowiadania kobiecych historii. To, co chciał osiągnąć w filmie, jest oczywiste dla każdego. "Wieczność" miało być medytacją nad życiem widzianym jako symbol nieskończoności. Obraz skupiony głównie na kobietach, opowiada o misterium jakim jest cykl narodzin, dorastania, tworzenia związków, macierzyństwa, śmierci, przemijania. Tyle tylko, że wszystko to w filmie wypada sztucznie i fałszywie.
Wizja świata wykreowana przez reżysera nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Tran Anh Hung zamknął bohaterki (i bohaterów) w domu dla lalek: jest tu kolorowo i idyllicznie. Jeśli bohaterowie mają jakieś przywary, to wspomina o nich głos z offu, ale na ekranie widzimy tylko statyczne obrazy bukolicznego stanu błogości lub równie nieruchome wizje bólu i cierpienia. Reżyser przestawia bohaterów niczym lalki, a życie pląsa w rytm melodii wygrywanych na fortepianie. Zapewne Tran Anh Hung myślał, że uczyni to film bardziej symbolicznym, malarskim, kontemplacyjnym. Prawda jest taka, że całość jest zwyczajnie głupia, a życie, jakie maluje reżyser, może wyłącznie przerażać. Bohaterowie w tym filmie praktycznie nic nie robią, tylko płodzą dzieci. Jest to jedyna ich aspiracja i sens ich egzystencji (z wyjątkiem jednej bohaterki, która z tego świadomie rezygnuje).
To już drugi film reżysera, który zupełnie nie przypadł mi do gustu. "Przychodzę z deszczem" oceniłem niżej, ale to rozczarowanie "Wiecznością" bardziej mnie boli. Zapewne dlatego, że w obsadzie znalazła się cała masa osób, które lubię oglądać na małym i dużym ekranie.
Ocena: 5
Wizja świata wykreowana przez reżysera nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Tran Anh Hung zamknął bohaterki (i bohaterów) w domu dla lalek: jest tu kolorowo i idyllicznie. Jeśli bohaterowie mają jakieś przywary, to wspomina o nich głos z offu, ale na ekranie widzimy tylko statyczne obrazy bukolicznego stanu błogości lub równie nieruchome wizje bólu i cierpienia. Reżyser przestawia bohaterów niczym lalki, a życie pląsa w rytm melodii wygrywanych na fortepianie. Zapewne Tran Anh Hung myślał, że uczyni to film bardziej symbolicznym, malarskim, kontemplacyjnym. Prawda jest taka, że całość jest zwyczajnie głupia, a życie, jakie maluje reżyser, może wyłącznie przerażać. Bohaterowie w tym filmie praktycznie nic nie robią, tylko płodzą dzieci. Jest to jedyna ich aspiracja i sens ich egzystencji (z wyjątkiem jednej bohaterki, która z tego świadomie rezygnuje).
To już drugi film reżysera, który zupełnie nie przypadł mi do gustu. "Przychodzę z deszczem" oceniłem niżej, ale to rozczarowanie "Wiecznością" bardziej mnie boli. Zapewne dlatego, że w obsadzie znalazła się cała masa osób, które lubię oglądać na małym i dużym ekranie.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz