Finding Your Feet (2017)
SPOILER
Gdzieś na przedmieściach Londynu musi istnieć zapuszczona fabryka, w której przedpotopowa linia produkcyjna leniwie składa tragikomiczne filmy obyczajowe według zakurzonego schematu. "Do zakochania jeden krok" jest ewidentnie produktem tej fabryki.
Film ma solidną podstawę w postaci doskonałej obsady aktorskiej. Jest to jednak zasłona dymna, która ma za zadanie oślepić widza na ewidentne braki w fabule. Opowieść o dwóch podstarzałych siostrach, które odbudują więź i w końcu pojmą, co się w życiu naprawdę liczy, zrobiona jest z nieukrywanym lenistwem. Schematyczne traktowanie bohaterek i ich perypetii, oczywiste dialogi mające udawać lekki dowcip i drapieżność oraz obowiązkowa garść dramatów, która ma być źródłem wzruszeń na krótką metę działa i "Do zakochania jeden krok" bywa urokliwe. Nie dlatego, że historia jest ciekawa, ale dlatego, że poszczególne elementy, mimo swojej wtórności, niewiele straciły na sile oddziaływania na widza.
Niestety miejscami twórcy grubo przesadzają. Cały pomysł z wycieczką do Rzymu jest mocno nietrafiony. Z trudem patrzyłem na występ bohaterek na rzymskiej scenie i przebitki na zachwyconą publiczność. Biorąc pod uwagę fakt, że ich występ nie był aż tak imponujący, sprawiało to wrażenie, jakby dekadencka widownia zabawiała się kosztem tańczących staruchów patrząc na nich z góry. Łatwo przyszło mi wyobrazić sobie tę samą widownie wiwatującą na stojąco na widok niedźwiedzia w stroju baletnicy. O wiele lepiej by to wyglądało, gdyby grupa nie występowała na scenie, lecz na ulicach Rzymu, na przykład w ramach przeglądu teatrów ulicznych.
Jeszcze bardziej niesmaczny jest finał, kiedy tuż po śmierci swojej żony Charlie pisze list do Sandry, że teraz mogą już być razem, bo przeszkoda wykitowała. Radość, z jaką odbiera list Sandra, nie ma nic wspólnego z romantycznością, wygląda raczej bardzo creepy. Czy naprawdę twórcy nie byli w stanie z większym taktem połączyć śmierć żony i nowy związek?
Ocena: 5
Gdzieś na przedmieściach Londynu musi istnieć zapuszczona fabryka, w której przedpotopowa linia produkcyjna leniwie składa tragikomiczne filmy obyczajowe według zakurzonego schematu. "Do zakochania jeden krok" jest ewidentnie produktem tej fabryki.
Film ma solidną podstawę w postaci doskonałej obsady aktorskiej. Jest to jednak zasłona dymna, która ma za zadanie oślepić widza na ewidentne braki w fabule. Opowieść o dwóch podstarzałych siostrach, które odbudują więź i w końcu pojmą, co się w życiu naprawdę liczy, zrobiona jest z nieukrywanym lenistwem. Schematyczne traktowanie bohaterek i ich perypetii, oczywiste dialogi mające udawać lekki dowcip i drapieżność oraz obowiązkowa garść dramatów, która ma być źródłem wzruszeń na krótką metę działa i "Do zakochania jeden krok" bywa urokliwe. Nie dlatego, że historia jest ciekawa, ale dlatego, że poszczególne elementy, mimo swojej wtórności, niewiele straciły na sile oddziaływania na widza.
Niestety miejscami twórcy grubo przesadzają. Cały pomysł z wycieczką do Rzymu jest mocno nietrafiony. Z trudem patrzyłem na występ bohaterek na rzymskiej scenie i przebitki na zachwyconą publiczność. Biorąc pod uwagę fakt, że ich występ nie był aż tak imponujący, sprawiało to wrażenie, jakby dekadencka widownia zabawiała się kosztem tańczących staruchów patrząc na nich z góry. Łatwo przyszło mi wyobrazić sobie tę samą widownie wiwatującą na stojąco na widok niedźwiedzia w stroju baletnicy. O wiele lepiej by to wyglądało, gdyby grupa nie występowała na scenie, lecz na ulicach Rzymu, na przykład w ramach przeglądu teatrów ulicznych.
Jeszcze bardziej niesmaczny jest finał, kiedy tuż po śmierci swojej żony Charlie pisze list do Sandry, że teraz mogą już być razem, bo przeszkoda wykitowała. Radość, z jaką odbiera list Sandra, nie ma nic wspólnego z romantycznością, wygląda raczej bardzo creepy. Czy naprawdę twórcy nie byli w stanie z większym taktem połączyć śmierć żony i nowy związek?
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz