Hounds of Love (2017)

"Ogary miłości" to opowieść o tym, że przeznaczenie jest niczym innym jak naszyjnikiem zrobionym z koralików przypadkowych zdarzeń. Oto młoda Vicki pokłóciła się z matką i nocą wymknęła się z domu, by pójść na imprezę. Oto para seryjnych morderców, która właśnie pozbyła się trupa młodej dziewczyny, przemierza ulice w poszukiwaniu nowej ofiary. Ich spotkanie jest czysto przypadkowe. A jednak dalsze wydarzenia pokazują, że całą trójkę łączyć będą inne relacje, niż to miało miejsce w przypadku wcześniej porwanych dziewczyn. Porywacz John poczuje do niej pociąg wykraczający poza jego sadystyczne perwersje. Porywaczka Evelyn wyczuje to, co wzbudzi jej niepewność, a co gorsza, Vicki przypomina jej o dzieciach, które chciałaby mieć przy sobie, lecz które zostały z ich biologicznym ojcem. Przypadkowe spotkanie rozpocznie ciąg zdarzeń, które zdają się być przygotowane jak kostki domina w szczególnie skomplikowany wzór tylko czekający, by się ułożyć, kiedy padnie pierwsza kostka.



Jestem pod olbrzymim wrażeniem filmu Bena Younga. W ogóle nie czułem, że jest to jego pełnometrażowy debiut. Przede wszystkim "Ogary miłości" mają świetny klimat. Zapewniają go perfekcyjne zdjęcia i z wyczuciem stosowane slow motion. Zachwycił mnie już początek, kiedy Young pokazuje uczennice podczas lekcji WFu. Podobnie doskonała jest scena po porwaniu Vicki, kiedy reżyser prezentuje w slow motion, jak życie toczy się dalej zwyczajnie, jak gdyby żadna tragedia nie rozgrywała się tuż o bok.

Bardzo podobało mi się również to, jak Young opowiada o kobiecych bohaterkach. Szczególnie udane są te sceny, w których są same lub w których inni schodzą na plan dalszy, a reżyser koncentruje się na ich reakcjach, na tym co przeżywają wewnętrznie i co mniej lub bardziej wyraźnie oddaje ich mimika, postawa ciała, ruchy. To zaś pozwoliło zabłysnąć Emmie Booth. Jej kreacja jest absolutnie fantastyczna. Widziałem ją w wielu filmach, ale dopiero teraz sprawiła, że ją zapamiętam.

Jest jednak jedna rzecz, nad którą reżyser musi jeszcze popracować. To sceny zbiorowe. Interakcje aktorów nie wypadają równie udanie, jak sceny indywidualne. Dialogi są banalne. Brakowało w nich również tego samego gęstego, niesamowitego klimatu, jaki miała reszta filmu. Ale skoro jest to dopiero jego pierwszy film pełnometrażowy, wierzę, że szybko nabierze doświadczenia i się w tym zakresie poprawi. Już nie mogę doczekać się, kiedy zobaczę "Extinction" (w którym zresztą Booth też gra).

Ocena:7

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)