Christine (2016)

Antonio Campos w "Christine" dotyka jednego z ciekawszych tematów, który jednak w kinie rzadko kiedy jest poruszany: niewidocznej obcości. Jeśli jesteś kobietą w świecie mężczyzn, czarnoskórą osobą w świecie białych, zniewieściałym mężczyzną żyjącym w kulturze macho, twoja odmienność rzuca się w oczy. To ona, na dobre i na złe, ciebie definiuje, sprawia, że ludzie oczekują od określonego zachowania i sami w określony sposób się zachowują. Przy całym negatywnym feedbacku jest to mimo wszystko sytuacja jasna. Osoba, która jest inna, wie dlaczego inni ją traktują w konkretny sposób i może z tym walczyć.



Jednak przypadek tytułowej bohaterki jest inny. Jest ona kompletnie nieprzystosowana do norm powszechnie obowiązujących ją jako członkinię amerykańskiego społeczeństwa. A jednak nikt, łącznie z nią samą, świadomie nie definiuje jej jako odmieńca. To sprawia, że kobieta nie może wyrobić sobie żadnych mechanizmów obronnych, może co najwyżej maskować się, nie rozumiejąc, dlaczego to robi.

Choć nikt nie identyfikuje jej jako osobę obcą, inną, to jednocześnie nieświadomie wszyscy to wyczuwają. To dlatego w pracy, w życiu osobisty cały czas przydarzają się jej jakieś pechowe rzeczy. Jest pomijana przez szefów, nie jest w stanie nawet pójść na satysfakcjonującą randkę. Christine jest jak Don Kichot walczący z wiatrakami. I nie znajduje na nie sposobu, bo nie jest w stanie zdiagnozować problemu. Widzi tylko skutki. Jest zmęczona, sfrustrowana, prześladowana przez pech, który manifestuje się w postaci choroby, sukcesów zawodowych innych dziennikarzy z lokalnej stacji telewizyjnej, w której pracuje, a nawet przez nowy związek jej matki, podczas gdy ona sama nie ma nikogo.

Niestety ten świetny temat w filmie nie został porządnie wykorzystany. Jest to jedynie pretekst do tego, by pokazać, że Rebecca Hall jest dobrą aktorką. I rzeczywiście, na jej grę nie mogę narzekać. Tyle tylko, że z jej wysiłków niewiele wynika. Film szybko rozwiewa nadzieję na wnikliwą analizę osoby, która wkrótce dokona desperackiego aktu samozniszczenia. Reżyser poprzestaje na pobieżnym odnotowywaniu fantów z życia bohaterki i skupia się na intensywności gry aktorskiej Hall. Narracja do niczego nie prowadzi. Pytania są marginalizowane, a pod koniec filmów reżyser w zasadzie przestaje je w ogóle zadawać. "Christine" staje się więc męczącym popisem jednej aktorki, która zdaje się być ślepa na to, jakie banały przyszło jej ucieleśniać.

Dla mnie całość była sporym rozczarowaniem.

Ocena: 5

Komentarze

Chętnie czytane

Hvítur, hvítur dagur (2019)

An Affair to Die For (2019)

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)