Rampage (2018)

Warner Bros. pokazało, do czego zdolne byłoby Asylum, gdyby posiadało takie budżety, jak wielkie wytwórnie filmowe. Na poziomie fabuły jest to bowiem rzecz porównywalna do cyklu "Sharknado". Za to wykonaniem przewyższa wszystko, co kiedykolwiek zrealizowało Asylum czy Syfy.



"Rampage" w zasadzie nie ma fabuły i twórcy w ogóle się z tym nie kryją. Główny wątek jest bardzo cherlawy i istnieje wyłącznie jako pretekst dla kolejnych idiotycznych i zarazem bardzo widowiskowych sekwencji akcji. Postaci drugiego planu, które w jednej scenie wydają się istotne, chwilę później znikają, by nigdy więcej się nie pojawić. W niektórych przypadkach zobaczymy, jaki koniec je spotkał. Na inne twórcy machnęli ręką i bez mrugnięcia zignorowali je, choć wcześniej poświęcali im sporo miejsca.

Tu liczy się bowiem tylko akcja. A dokładniej, jej widowiskowość. Logika jest miłym dodatkiem, ale kiedy miałaby wejść w paradę, twórcy beztrosko z niej rezygnując. Swoją decyzję uprawdopodobniają jakimś pseudotechnicznym żargonem o nowej genetycznej technologii. Częściej jednak nie robią nawet tyle, wybierając po prostu "cięte" wypowiedzi bohaterów, które komentując nieprawdopodobną sytuację biorą ją w cudzysłów wyraźnie sugerując, by nikt nie brał tego, co widzi na ekranie na poważnie.

I takie podejście się sprawdza. Oglądając "Rampage" fizycznie czułem, jak jego głupota powoduje śmierć szarych komórek. A jednak nie miałem nic przeciwko temu. Twórcy jako rekompensatę daję bezpretensjonalną, lekką i bardzo, ale to bardzo efekciarską rozrywkę. I ja się w kinie bawiłem świetnie. Dwayne Johnson urodził się, by grywać w takich produkcjach. Zaskakująco dobrze spisała się też Malin Akerman, a jeszcze lepiej Jeffrey Dean Morgan. Każde z nich było bliskie, by ukraść show The Rockowi i twórcom efektów specjalnych.

"Rampage" to kwintesencja letniego odmóżdżacza.

Ocena: 6

Komentarze

Chętnie czytane

Hvítur, hvítur dagur (2019)

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)

Funkytown (2011)