El rei borni (2016)
Zupełnie nie zdziwiło mnie to, kiedy po obejrzeniu filmu sprawdziłem informacje o nim i okazało się, że jest to adaptacja sztuki teatralnej. A to, że filmową wersję zrealizował autor scenicznego oryginału, tylko wyjaśniło, dlaczego na ekranie jest tak mało z kina a tak dużo z teatru. Marc Crehuet po prostu za bardzo zżyty jest z rzeczą, którą napisał, by był w stanie zmienić ją na potrzeby ekranu.
To dlatego nie udało się reżyserowi zamaskować podziału na akty. To dlatego bohaterowie nie są tu autonomicznymi jednostkami, lecz narzędziami wyrazu pewnych idei. "Jednooki król" to opowieść o Hiszpanii. Różne postawy, różne światopoglądy spotykają się i wymieniają doświadczeniami. Twórca sztuki przegina w stronę absurdu, by przejaskrawić procesy konfliktowe stojące u podstaw niepokojów społecznych. Na to nakłada się opowieść o związku w punkcie krytycznym. Ale za sprawą utrzymania teatralnej estetyki, ta historia wypada sztucznie i mało przekonująca.
"Jednooki król" jest dziełem koncepcyjnie rozdartym. Sceniczność nie jest tu narzędziem wzmacniającym artystyczny efekt filmowego dzieła. A jako film całość jest zbyt statyczna, a bohaterowie zbyt plastikowi, by ich rozmowy (bo tego nawet nie można nazwać perypetiami) wciągały. Dla mnie rzecz ratował jedynie Miki Esparbé w roli jednookiego zahukanego aktywisty. Jego kreacja nawet w tak trudnych warunkach broniła się. Co jednak niewiele dobrego robi samemu filmowi.
Ocena: 4
To dlatego nie udało się reżyserowi zamaskować podziału na akty. To dlatego bohaterowie nie są tu autonomicznymi jednostkami, lecz narzędziami wyrazu pewnych idei. "Jednooki król" to opowieść o Hiszpanii. Różne postawy, różne światopoglądy spotykają się i wymieniają doświadczeniami. Twórca sztuki przegina w stronę absurdu, by przejaskrawić procesy konfliktowe stojące u podstaw niepokojów społecznych. Na to nakłada się opowieść o związku w punkcie krytycznym. Ale za sprawą utrzymania teatralnej estetyki, ta historia wypada sztucznie i mało przekonująca.
"Jednooki król" jest dziełem koncepcyjnie rozdartym. Sceniczność nie jest tu narzędziem wzmacniającym artystyczny efekt filmowego dzieła. A jako film całość jest zbyt statyczna, a bohaterowie zbyt plastikowi, by ich rozmowy (bo tego nawet nie można nazwać perypetiami) wciągały. Dla mnie rzecz ratował jedynie Miki Esparbé w roli jednookiego zahukanego aktywisty. Jego kreacja nawet w tak trudnych warunkach broniła się. Co jednak niewiele dobrego robi samemu filmowi.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz