The Leisure Seeker (2017)
Paolo Virzì najwyraźniej nie przepracował jeszcze problemów, którym dał wyraz w filmie "Zwariować ze szczęścia". "Ella i John" wygląda prawie jak reboot tamtego obrazu: zmienili się bohaterowie, ale cała reszta pozostała bez zmian.
W "Zwariować ze szczęścia" mieliśmy do czynienia z bohaterkami o poranionych psychikach. W nowym filmie to ciało będzie ciążyć parze bohaterów. Ona umiera na raka, on znika za sprawą Alzheimera. I tu i tu podróż okaże się mieć kluczowe znaczenia, pełniąc w obu filmach tę samą funkcję. To ucieczka z więzienia, jakim stała się codzienność. To podróż po wspomnieniach, rozliczenia się z konsekwencji decyzji podjętych lata temu. To opowieść o ludziach, jaki się po drodze spotyka. I zobowiązaniach, od jaki człowiek uwalnia się, kiedy nie ma nic do stracenia.
Wszystko to wygląda w filmie w porządku. Ale jednocześnie nie ma w sobie lekkości ani siły emocjonalnych wzruszeń, jakich oczekiwałbym od podobnych produkcji. Dwójka aktorów gra świetnie, ale jednocześnie w niemal każdej scenie ich gra wyraźnie jest podkreślana. Mamy tu teatralne manieryzmy i afektację. Wygląda to niestety mało przekonywająco.
Virzì nie do końca sprawdza się w roli imitatora. Na poziomie schematu narracyjnego naśladuje amerykańskie kino drogi nawet całkiem znośnie. Jego film, pomimo wszystkich poruszanych tematów, pozostaje jednak dziełem dość chłodnym emocjonalnie, co jest w moich oczach grzechem ciężkim reżysera. A może po prostu wynika to z faktu, że podobne historie już mi się znudziły? W końcu Virzì nie tylko kopiuje samego siebie, ale też wpisuje się w nurt, w którym jest już setka podobnych tematycznie i formalnie obrazów (jak chociażby widziany niedawno przeze mnie, trzymający podobny poziom przeciętności film "Młodość w Oregonie").
Ocena: 5
W "Zwariować ze szczęścia" mieliśmy do czynienia z bohaterkami o poranionych psychikach. W nowym filmie to ciało będzie ciążyć parze bohaterów. Ona umiera na raka, on znika za sprawą Alzheimera. I tu i tu podróż okaże się mieć kluczowe znaczenia, pełniąc w obu filmach tę samą funkcję. To ucieczka z więzienia, jakim stała się codzienność. To podróż po wspomnieniach, rozliczenia się z konsekwencji decyzji podjętych lata temu. To opowieść o ludziach, jaki się po drodze spotyka. I zobowiązaniach, od jaki człowiek uwalnia się, kiedy nie ma nic do stracenia.
Wszystko to wygląda w filmie w porządku. Ale jednocześnie nie ma w sobie lekkości ani siły emocjonalnych wzruszeń, jakich oczekiwałbym od podobnych produkcji. Dwójka aktorów gra świetnie, ale jednocześnie w niemal każdej scenie ich gra wyraźnie jest podkreślana. Mamy tu teatralne manieryzmy i afektację. Wygląda to niestety mało przekonywająco.
Virzì nie do końca sprawdza się w roli imitatora. Na poziomie schematu narracyjnego naśladuje amerykańskie kino drogi nawet całkiem znośnie. Jego film, pomimo wszystkich poruszanych tematów, pozostaje jednak dziełem dość chłodnym emocjonalnie, co jest w moich oczach grzechem ciężkim reżysera. A może po prostu wynika to z faktu, że podobne historie już mi się znudziły? W końcu Virzì nie tylko kopiuje samego siebie, ale też wpisuje się w nurt, w którym jest już setka podobnych tematycznie i formalnie obrazów (jak chociażby widziany niedawno przeze mnie, trzymający podobny poziom przeciętności film "Młodość w Oregonie").
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz