Beatriz at Dinner (2017)
Należy przestrzegać podziałów klasowych, rasowych, kastowych. W społeczeństwie każdy ma swoje miejsce i powinien się go trzymać. Wprowadzenie kogoś nieodpowiedniego do własnej grupy może się skończyć w zasadzie tylko w jeden sposób - tragedią. Taką mniej więcej lekcję wyniosłem z seansu "Beatriz na kolacji".
Główna bohaterka jest prostą Meksykanką, która ma holistycznie-ekologiczne podejście do życia i pracuje jako fizjoterapeutka, masażystka i dietetyk w centrum pomagającym osobom zmagającym się z chorobami nowotworowymi. Jedną z jej klientek jest bogata Kathy. Kiedyś Beatriz pomagała jej córce, teraz masuje ją samą. Kiedy po jednej z wizyt samochód Beatriz się zepsuł, Kathy zaoferowała, by poczekała na pomoc w domu. Gdyby tylko na tym zakończyła się oferta Kathy, wszystko potoczyłoby się w porządku. Kathy jednak chciała być miła dla kobiety, którą traktuje jako członka rodziny i zaprosiła ją na kolację, w której uczestniczyć będą osoby z pracy jej męża. Beatriz wyraźnie nie należy do tego samego świata, co reszta. Nie mówi ich językiem, nie podziela ich zainteresowań, a nawet kodeksu moralnego. A jednak wprowadzona na salony nie zamierza być meblem. Choć z niedowierzaniem lub wręcz z niezrozumieniem patrzy na toczone konwersacje, to nie przeszkadza jej to ciągle się wypowiadać, zabierać głos, wyrażać swój pogląd, jakby była równorzędnym partnerem do rozmowy. A to tylko początek. Jeden z gości wywoła u niej bardzo gwałtowną reakcję.
Miguel Arteta chciał zapewne nakręcić skromny film poruszający ważne tematy. I rzeczywiście w filmie znalazło się miejsce nie tylko dla sprawy podziałów klasowych i rasowych, ale też problem braku szacunki dla ziemskiej fauny i flory oraz fascynacji plotkami i skandalami, które wybuchają za sprawą mediów społecznościowych. Niestety sam fakt zawarcia w filmie ważkich spraw jeszcze nie czyni samego dzieła istotnym. Tutaj zabrakło jakiejś ciekawej perspektywy. Reżyser rzuca tematy i nawet nie stara się w nie "wgryźć", więc wszystko pozostaje na szalenie powierzchownym poziomie, opierając się na wyświechtanych stereotypach. A już zupełnie nietrafionym pomysłem było zakończenie filmu sceną symboliczną. Widząc ją prawie parsknąłem śmiechem.
Jednak najbardziej denerwowała mnie sama postać Beatriz. Po prostu nie mogłem uwierzyć w jej zachowanie. Z tego, co można dowiedzieć się z różnych wypowiedzi, Beatriz w życiu sporo przeżyła. A jednak zachowuje się tak, jakby nie miała zielonego pojęcia o tym, jak funkcjonuje świat, jakby po raz pierwszy w życiu słyszała, jak zachowują się bogacze, jak żyją. Jakby nie wiedziała, czym w dzisiejszych czasach ekscytują się ludzie. Ani reżyser ani Salma Hayek (mimo że gra całkiem dobrze) nie zdołali uwiarygodnić jej zachowania. A bez tego cały film wypadł w moich oczach po prostu idiotycznie.
Ocena: 4
Główna bohaterka jest prostą Meksykanką, która ma holistycznie-ekologiczne podejście do życia i pracuje jako fizjoterapeutka, masażystka i dietetyk w centrum pomagającym osobom zmagającym się z chorobami nowotworowymi. Jedną z jej klientek jest bogata Kathy. Kiedyś Beatriz pomagała jej córce, teraz masuje ją samą. Kiedy po jednej z wizyt samochód Beatriz się zepsuł, Kathy zaoferowała, by poczekała na pomoc w domu. Gdyby tylko na tym zakończyła się oferta Kathy, wszystko potoczyłoby się w porządku. Kathy jednak chciała być miła dla kobiety, którą traktuje jako członka rodziny i zaprosiła ją na kolację, w której uczestniczyć będą osoby z pracy jej męża. Beatriz wyraźnie nie należy do tego samego świata, co reszta. Nie mówi ich językiem, nie podziela ich zainteresowań, a nawet kodeksu moralnego. A jednak wprowadzona na salony nie zamierza być meblem. Choć z niedowierzaniem lub wręcz z niezrozumieniem patrzy na toczone konwersacje, to nie przeszkadza jej to ciągle się wypowiadać, zabierać głos, wyrażać swój pogląd, jakby była równorzędnym partnerem do rozmowy. A to tylko początek. Jeden z gości wywoła u niej bardzo gwałtowną reakcję.
Miguel Arteta chciał zapewne nakręcić skromny film poruszający ważne tematy. I rzeczywiście w filmie znalazło się miejsce nie tylko dla sprawy podziałów klasowych i rasowych, ale też problem braku szacunki dla ziemskiej fauny i flory oraz fascynacji plotkami i skandalami, które wybuchają za sprawą mediów społecznościowych. Niestety sam fakt zawarcia w filmie ważkich spraw jeszcze nie czyni samego dzieła istotnym. Tutaj zabrakło jakiejś ciekawej perspektywy. Reżyser rzuca tematy i nawet nie stara się w nie "wgryźć", więc wszystko pozostaje na szalenie powierzchownym poziomie, opierając się na wyświechtanych stereotypach. A już zupełnie nietrafionym pomysłem było zakończenie filmu sceną symboliczną. Widząc ją prawie parsknąłem śmiechem.
Jednak najbardziej denerwowała mnie sama postać Beatriz. Po prostu nie mogłem uwierzyć w jej zachowanie. Z tego, co można dowiedzieć się z różnych wypowiedzi, Beatriz w życiu sporo przeżyła. A jednak zachowuje się tak, jakby nie miała zielonego pojęcia o tym, jak funkcjonuje świat, jakby po raz pierwszy w życiu słyszała, jak zachowują się bogacze, jak żyją. Jakby nie wiedziała, czym w dzisiejszych czasach ekscytują się ludzie. Ani reżyser ani Salma Hayek (mimo że gra całkiem dobrze) nie zdołali uwiarygodnić jej zachowania. A bez tego cały film wypadł w moich oczach po prostu idiotycznie.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz