Love, Simon (2018)
SPOILER
Szczerze? Nie bardzo wiem, co mam myśleć o tym filmie. Czy jest to naprawdę tak sztampowa młodzieżowa opowieść o coming-oucie, na jaką wygląda? Czy może są to pozory, a w rzeczywistości jest to kino subwersywne? Znajduję dowody na potwierdzenie każdej z tych tez.
Na pierwszy rzut oka "Twój Simon" naprawdę wygląda jak podręcznikowa opowieść. Oczywiście młody bohater jest uczniem klasy maturalnej. Oczywiście jest dziewczyna, która jest w nim zakochana. Oczywiście rodzice są bardzo "spoko". Oczywiście są luzaccy, wspierający nauczyciele (tu reżyser trochę przesadził, zarówno wicedyrektor jako i nauczycielka odpowiedzialna za prowadzenia kółka teatralnego są postaciami strasznie przerysowanymi). Oczywiście jest postać wyoutowanego geja, którego bronią przed homofobią jest cięty język. Oczywiście jest wątek miłosny, skrywany przed światem (akurat to jest całkiem nieźle pomyślane, fajnie, że uczucie się rodzi choć tożsamość osoby, w której bohater się zakochuje, pozostaje dla niego tajemnicą). Oczywiście jest cała masa coming-outowych i postcoming-outowych sytuacji, które wpisują problem ujawnienia własnej orientacji w szerszy kontekst egzystencjalny - pożegnanie dzieciństwa i wkroczenie w dorosłe życie. Oczywiście pod koniec musiało się znaleźć miejsce na przemówieniem bohatera (tu przybrało formę postu), w którym dumnie deklaruje prawdę o sobie.
Jednak przy bliższej obserwacji ta szablonowość przestaje być tak oczywista. Reżyser nieznacznie przesunął akcenty, co jednak drastycznie zmieniło wymowę filmu. Historia, która na pierwszy rzut oka jest opowieścią o akceptacji tego, kim się jest, o "oczyszczaniu się" z tajemnic, które zatruwają życie nam i negatywnie wpływają na relacje z otoczeniem, w rzeczywistości podważa postrzeganie coming out jako zdarzenia granicznego. Choć bowiem wciąż zdarzają się osoby, które z różnych powodów przejawiają homofobiczne zachowania, to jednak dla większości osób ujawnienie przez kogoś odmiennej orientacji seksualnej nie ma już tak wielkiego znaczenia. A jednak sama sytuacja coming outu pozostaje traumatycznym wydarzeniem. Właśnie przez fakt przymusu oficjalnego deklarowania tego, kim się jest. A to prowadzi do dyskomfortu obu strony. Bo jak ma się zachować osoba, która a) domyślała się, że dokonujący coming out jest gejem (udawać zaskoczenie? zachować obojętność?) b) nie uważa tego za coś szczególnie istotnego dla definiowania ich wzajemnej relacji, ale skoro dokonujący coming outu czyni to, to znaczy, że dla niego jest to ważne (więc należałoby to uhonorować jaką wyrazistą reakcją, deklaracją?)?
W "Twój Simon" sceny, w których bohater ujawnia się przed kolejnymi osobami, pełne są niezręczności, dyskomfortu, czasem nawet reakcji, które można odczytywać jako negatywne. Ale ich powodem nigdy nie jest jego orientacja seksualna, a inne czynniki (kłamstwa i manipulacja, która przy okazji wychodzi na jaw, świadomość, że niczego się zauważyło) lub same okoliczności sytuacji ujawnienia się (pojawienie się postu w internecie). Berlanti tak konstruuje całą narrację, by wykazać, że sama w sobie idea "ujawniania się" w dobie coraz większej akceptacji w społeczeńśtwie dla innych orientacji staje się przeżytkiem.
Jeśli zaś chodzi o stronę formalną, to "Twój Simon" niczym szczególnym się nie wyróżnia. Aktorsko jest w porządku, ale nic więcej. Nick Robinson gra nie najgorzej, ale jest to mniej więcej ten sam poziom, jaki reprezentował w sitcomie "Melissa i Joey".
Ocena: 6
Szczerze? Nie bardzo wiem, co mam myśleć o tym filmie. Czy jest to naprawdę tak sztampowa młodzieżowa opowieść o coming-oucie, na jaką wygląda? Czy może są to pozory, a w rzeczywistości jest to kino subwersywne? Znajduję dowody na potwierdzenie każdej z tych tez.
Na pierwszy rzut oka "Twój Simon" naprawdę wygląda jak podręcznikowa opowieść. Oczywiście młody bohater jest uczniem klasy maturalnej. Oczywiście jest dziewczyna, która jest w nim zakochana. Oczywiście rodzice są bardzo "spoko". Oczywiście są luzaccy, wspierający nauczyciele (tu reżyser trochę przesadził, zarówno wicedyrektor jako i nauczycielka odpowiedzialna za prowadzenia kółka teatralnego są postaciami strasznie przerysowanymi). Oczywiście jest postać wyoutowanego geja, którego bronią przed homofobią jest cięty język. Oczywiście jest wątek miłosny, skrywany przed światem (akurat to jest całkiem nieźle pomyślane, fajnie, że uczucie się rodzi choć tożsamość osoby, w której bohater się zakochuje, pozostaje dla niego tajemnicą). Oczywiście jest cała masa coming-outowych i postcoming-outowych sytuacji, które wpisują problem ujawnienia własnej orientacji w szerszy kontekst egzystencjalny - pożegnanie dzieciństwa i wkroczenie w dorosłe życie. Oczywiście pod koniec musiało się znaleźć miejsce na przemówieniem bohatera (tu przybrało formę postu), w którym dumnie deklaruje prawdę o sobie.
Jednak przy bliższej obserwacji ta szablonowość przestaje być tak oczywista. Reżyser nieznacznie przesunął akcenty, co jednak drastycznie zmieniło wymowę filmu. Historia, która na pierwszy rzut oka jest opowieścią o akceptacji tego, kim się jest, o "oczyszczaniu się" z tajemnic, które zatruwają życie nam i negatywnie wpływają na relacje z otoczeniem, w rzeczywistości podważa postrzeganie coming out jako zdarzenia granicznego. Choć bowiem wciąż zdarzają się osoby, które z różnych powodów przejawiają homofobiczne zachowania, to jednak dla większości osób ujawnienie przez kogoś odmiennej orientacji seksualnej nie ma już tak wielkiego znaczenia. A jednak sama sytuacja coming outu pozostaje traumatycznym wydarzeniem. Właśnie przez fakt przymusu oficjalnego deklarowania tego, kim się jest. A to prowadzi do dyskomfortu obu strony. Bo jak ma się zachować osoba, która a) domyślała się, że dokonujący coming out jest gejem (udawać zaskoczenie? zachować obojętność?) b) nie uważa tego za coś szczególnie istotnego dla definiowania ich wzajemnej relacji, ale skoro dokonujący coming outu czyni to, to znaczy, że dla niego jest to ważne (więc należałoby to uhonorować jaką wyrazistą reakcją, deklaracją?)?
W "Twój Simon" sceny, w których bohater ujawnia się przed kolejnymi osobami, pełne są niezręczności, dyskomfortu, czasem nawet reakcji, które można odczytywać jako negatywne. Ale ich powodem nigdy nie jest jego orientacja seksualna, a inne czynniki (kłamstwa i manipulacja, która przy okazji wychodzi na jaw, świadomość, że niczego się zauważyło) lub same okoliczności sytuacji ujawnienia się (pojawienie się postu w internecie). Berlanti tak konstruuje całą narrację, by wykazać, że sama w sobie idea "ujawniania się" w dobie coraz większej akceptacji w społeczeńśtwie dla innych orientacji staje się przeżytkiem.
Jeśli zaś chodzi o stronę formalną, to "Twój Simon" niczym szczególnym się nie wyróżnia. Aktorsko jest w porządku, ale nic więcej. Nick Robinson gra nie najgorzej, ale jest to mniej więcej ten sam poziom, jaki reprezentował w sitcomie "Melissa i Joey".
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz