The Bachelors (2017)
Śmierć w amerykańskim kinie niezależnym zajmuje dość specyficzne miejsce. Jest narzędziem, które pozwala widzom i innym bohaterom zrozumieć, jakim darem jest życie. Jest też najsilniejszym afrodyzjakiem. Osoby umierające lub też pogrążone w żałobie są dla innych bohaterów filmu niezwykle atrakcyjne. Nawet w obrazie takim jak "Kawalerskie życie", w którym akcent z komedii jest zdecydowanie przesunięty na dramat, ten ogólny schemat został zachowany.
Tytułowi kawalerowie to Bill i jego 17-letni syn Wes. Od roku pogrążeni są w żałobie po zmarłej na raka żonie/matce. Próbując się pozbierać przenoszą się w nowe miejsce, gdzie natychmiast w ich otoczeniu pojawiają się atrakcyjne kobiety. Wes będzie pomagał życiowo pogubionej koleżance z klasy nauczyć się francuskiego i stopniowo przebije się przez jej mur wrogości. Z kolei Billem zainteresuje się nauczycielka francuskiego.
Ta narracyjna schematyczność na szczęście nie jest aż tak nużąca, jak to bywa w innych podobnych produkcjach. Stało się tak za sprawą świetnej gry J.K. Simmonsa. Fantastycznie odegrał on osobę, która stała się zakładnikiem własnego smutku. Racjonalnie wie, że powinien już otrząsnąć się z żałoby, ale emocjonalnie nie jest do tego zdolny, przez co jego stan pogarsza się, a co za tym idzie naraża na szwank relacje z synem.
Simmons świetnie wypada nie tylko sam ale też w duetach. Szczególnie podobały mi się sceny z jego filmowym synem Joshem Wigginsem. A już kolacja, w której syn nie wytrzymuje i wygarnia ojcu prawdę w oczy, jest absolutnym mistrzostwem. Sprawiała niestety, że trochę żałowałem, iż całość tak bardzo osadzona jest w schemacie typowego kina niezależnego. Gdyby wątki romansowe były zmarginalizowane, gdyby humor był jeszcze bardziej delikatny, ledwo wyczuwalny, a całość skupiła się na problemie błędnego koła żałoby, wtedy film oceniłbym zdecydowanie wyżej.
Ocena: 6
Tytułowi kawalerowie to Bill i jego 17-letni syn Wes. Od roku pogrążeni są w żałobie po zmarłej na raka żonie/matce. Próbując się pozbierać przenoszą się w nowe miejsce, gdzie natychmiast w ich otoczeniu pojawiają się atrakcyjne kobiety. Wes będzie pomagał życiowo pogubionej koleżance z klasy nauczyć się francuskiego i stopniowo przebije się przez jej mur wrogości. Z kolei Billem zainteresuje się nauczycielka francuskiego.
Ta narracyjna schematyczność na szczęście nie jest aż tak nużąca, jak to bywa w innych podobnych produkcjach. Stało się tak za sprawą świetnej gry J.K. Simmonsa. Fantastycznie odegrał on osobę, która stała się zakładnikiem własnego smutku. Racjonalnie wie, że powinien już otrząsnąć się z żałoby, ale emocjonalnie nie jest do tego zdolny, przez co jego stan pogarsza się, a co za tym idzie naraża na szwank relacje z synem.
Simmons świetnie wypada nie tylko sam ale też w duetach. Szczególnie podobały mi się sceny z jego filmowym synem Joshem Wigginsem. A już kolacja, w której syn nie wytrzymuje i wygarnia ojcu prawdę w oczy, jest absolutnym mistrzostwem. Sprawiała niestety, że trochę żałowałem, iż całość tak bardzo osadzona jest w schemacie typowego kina niezależnego. Gdyby wątki romansowe były zmarginalizowane, gdyby humor był jeszcze bardziej delikatny, ledwo wyczuwalny, a całość skupiła się na problemie błędnego koła żałoby, wtedy film oceniłbym zdecydowanie wyżej.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz