Bao (2018)
SPOILER
Chciałby się dowiedzieć, jakim cudem ktokolwiek mógł uznać, że "Bao" to animacja w sam raz dla małych dzieci. Tematy, jakie porusza i niektóre sceny, jakie się w filmie znalazły, przekraczają bowiem to, co można bez dodatkowego komentarza prezentować maluchom. A na wyjaśnienia w kinie nie ma przecież czasu, bo "Bao" to tylko przekąska przed daniem głównym.
Animacja w osiem minut prezentuje dramat egzystencjalny, jakim jest rodzicielstwo. Zaczyna się od tego, że bycie rodzicem ma zapełnić pustkę, jaką jest niespełniona relacja emocjonalna. Oto bohaterka "Bao" jest ignorowana i "porzucona" przez męża, który nawet jednym miłym słowem nie kwituje jej starań w domu i zaraz pędzi do pracy. Dziecko więc pozwana kobiecie spełnić się, poczuć radość, odpędzić samotność.
Ale dziecko dorasta. I rola wypełniacza pustki w duszy matki tylko do pewnego momentu mu wystarcza. Potem zaczyna pielęgnować własne kompleksy i egzystencjalne niedostatki. A do tego potrzebne jest odcięcie się od stworzycielki. Matce pozostaje w takiej sytuacji tylko jedno - pożreć dziecko i w ten sposób zapewnić sobie to, że na wieki pozostanie z nią, jako część niej.
Ta okrutna wymowa filmu zostaje na koniec niepotrzebnie rozwodniona i okazuje się, że bohaterka po prostu świruje cierpiąc na syndrom pustego gniazda. Co jednak wcale nie u mniejsza prawdy emocjonalnej wcześniej pokazanej. Osobiście uważam, że zabawniej byłoby, gdyby animacja kończyła się na scenie pożarcia. Uśmiałem się na niej setnie. Scena ta stanowi okrutną ale jakże trafną puentę.
Ocena: 8
Chciałby się dowiedzieć, jakim cudem ktokolwiek mógł uznać, że "Bao" to animacja w sam raz dla małych dzieci. Tematy, jakie porusza i niektóre sceny, jakie się w filmie znalazły, przekraczają bowiem to, co można bez dodatkowego komentarza prezentować maluchom. A na wyjaśnienia w kinie nie ma przecież czasu, bo "Bao" to tylko przekąska przed daniem głównym.
Animacja w osiem minut prezentuje dramat egzystencjalny, jakim jest rodzicielstwo. Zaczyna się od tego, że bycie rodzicem ma zapełnić pustkę, jaką jest niespełniona relacja emocjonalna. Oto bohaterka "Bao" jest ignorowana i "porzucona" przez męża, który nawet jednym miłym słowem nie kwituje jej starań w domu i zaraz pędzi do pracy. Dziecko więc pozwana kobiecie spełnić się, poczuć radość, odpędzić samotność.
Ale dziecko dorasta. I rola wypełniacza pustki w duszy matki tylko do pewnego momentu mu wystarcza. Potem zaczyna pielęgnować własne kompleksy i egzystencjalne niedostatki. A do tego potrzebne jest odcięcie się od stworzycielki. Matce pozostaje w takiej sytuacji tylko jedno - pożreć dziecko i w ten sposób zapewnić sobie to, że na wieki pozostanie z nią, jako część niej.
Ta okrutna wymowa filmu zostaje na koniec niepotrzebnie rozwodniona i okazuje się, że bohaterka po prostu świruje cierpiąc na syndrom pustego gniazda. Co jednak wcale nie u mniejsza prawdy emocjonalnej wcześniej pokazanej. Osobiście uważam, że zabawniej byłoby, gdyby animacja kończyła się na scenie pożarcia. Uśmiałem się na niej setnie. Scena ta stanowi okrutną ale jakże trafną puentę.
Ocena: 8
Komentarze
Prześlij komentarz