I Feel Pretty (2018)
"Jestem taka piękna" należy do tych filmów, którym zwiastun wyrządził więcej złego niż dobrego. Z dwóch powodów.
Po pierwsze sugeruje, że będzie to szalona komedia pełna absurdalnych scen. A jest to tylko połowa prawdy. Owszem naśmiewanie się z tego, że bohaterka uważa siebie za piękną, wypada dziwacznie i absurdalnie, jest więc nieustającym źródłem humoru. Ale jednocześnie sprawia, że cały film jest straszliwie przygnębiający. Kanony piękna są czymś arbitralnym, są jak zbiorowa hipnoza, której poddają się całe społeczeństwa. Schumer, w dobie mody na "fit", piękną zdecydowanie nie jest. Ale były takie czasy i takie społeczności, w których byłaby niczym Wenus lub Helena Trojańska. Bez zmiany czegokolwiek w swoim ciele! Kiedy zrozumie się, jak subiektywne oceny stają się normatywnym układem odniesienia, wtedy naprawdę można popaść w depresję.
Depresję tę pogłębiają jeszcze sceny, które w zamierzeniu twórców miały chyba pocieszać tych znajdujących się niżej w piramidzie piękna i władzy. Film pokazuje bowiem, że kompleks niższości nie znika, kiedy jest się na jej szczycie. A przecież o tym właśnie się marzy, kiedy nie jest się pięknym i bogatym. Pieniądze i uroda mają dać nam wszystko to, czego teraz nam brakuje. Film pokazuje, że nie ma szczęśliwego zakończenia, przez co manifest happy-endowy, jaki pojawia się na końcu brzmi naiwnie, wręcz idiotycznie. Wygląda tak, jakby został na siłę doklejony po to, żeby studio było zadowolone.
Po drugie zwiastun zawierał większość z najzabawniejszych scen filmu. Przez co podczas seansu nie mogłem nie odczuwać zawodu, że "Jestem taka piękna" nie jest tak zabawna, jak miałem nadzieję. Bo powtarzane w zwiastunie sceny zdążyły mi się opatrzeć i nie śmieszyły mnie aż tak bardzo.
Na szczęście Amy Schumer tryska na tyle energią, że mimo wszystko fajnie się ją oglądało. Pozytywnie zaskoczyła mnie Michelle Williams. Scena pierwszego zebrania - to był jeden z najzabawniejszych momentów w cały filmie. Rory Scovel z kolei był na tyle fajną postacią, że sympatia do niego rozprzestrzeniła się na cały film.
Ocena: 6
Po pierwsze sugeruje, że będzie to szalona komedia pełna absurdalnych scen. A jest to tylko połowa prawdy. Owszem naśmiewanie się z tego, że bohaterka uważa siebie za piękną, wypada dziwacznie i absurdalnie, jest więc nieustającym źródłem humoru. Ale jednocześnie sprawia, że cały film jest straszliwie przygnębiający. Kanony piękna są czymś arbitralnym, są jak zbiorowa hipnoza, której poddają się całe społeczeństwa. Schumer, w dobie mody na "fit", piękną zdecydowanie nie jest. Ale były takie czasy i takie społeczności, w których byłaby niczym Wenus lub Helena Trojańska. Bez zmiany czegokolwiek w swoim ciele! Kiedy zrozumie się, jak subiektywne oceny stają się normatywnym układem odniesienia, wtedy naprawdę można popaść w depresję.
Depresję tę pogłębiają jeszcze sceny, które w zamierzeniu twórców miały chyba pocieszać tych znajdujących się niżej w piramidzie piękna i władzy. Film pokazuje bowiem, że kompleks niższości nie znika, kiedy jest się na jej szczycie. A przecież o tym właśnie się marzy, kiedy nie jest się pięknym i bogatym. Pieniądze i uroda mają dać nam wszystko to, czego teraz nam brakuje. Film pokazuje, że nie ma szczęśliwego zakończenia, przez co manifest happy-endowy, jaki pojawia się na końcu brzmi naiwnie, wręcz idiotycznie. Wygląda tak, jakby został na siłę doklejony po to, żeby studio było zadowolone.
Po drugie zwiastun zawierał większość z najzabawniejszych scen filmu. Przez co podczas seansu nie mogłem nie odczuwać zawodu, że "Jestem taka piękna" nie jest tak zabawna, jak miałem nadzieję. Bo powtarzane w zwiastunie sceny zdążyły mi się opatrzeć i nie śmieszyły mnie aż tak bardzo.
Na szczęście Amy Schumer tryska na tyle energią, że mimo wszystko fajnie się ją oglądało. Pozytywnie zaskoczyła mnie Michelle Williams. Scena pierwszego zebrania - to był jeden z najzabawniejszych momentów w cały filmie. Rory Scovel z kolei był na tyle fajną postacią, że sympatia do niego rozprzestrzeniła się na cały film.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz