Loving (2016)
Et tu Jeff Nichols?! Czyżby 2018 roku miał mi upłynąć pod znakiem rozczarowań reżyserami? O Nicholsie do tej pory miałem dobre zdanie. "Take Shelter" było genialne, a "Shotgun Stories" i "Uciekinier" bardzo dobre. Byłem więc przekonany, że "Loving" będzie solidnym dramatem o ludziach, którzy po prostu chcieli być ze sobą jawnie, w świetle prawa. Dostałem zamiast tego film z cyklu "więcej emocji dostarczyłoby mi przeczytanie notki na Wikipedii".
Film jest historią białego mężczyzny będącego w związku z czarną kobietą. Są lata 50. ubiegłego wieku, mieszkają w Wirginii, gdzie segregacja rasowa ma się bardzo dobrze. Ich problemy zaczynają się, kiedy postanawiają oficjalnie zostać małżeństwem. W ich stanie jest to prawnie zakazane. Stają więc przed wyborem: więzienie lub wygnanie. Początkowo wybierają to drugie. Kiedy jednak w siłę rośnie ruch Afroamerykanów walczących o równouprawnienie, decydują się wystąpić na drogę sądową.
Ta prawdziwa historia mogła zostać opowiedziana na wiele fascynujących sposób. Najbardziej oczywistym był dramat psychologiczny, skupienie się na dwóch jednostkach, które są ofiarami systemu i uprzedzeń społeczeństwa. Wydaje się, że w tym kierunku poszła dwójka aktorska Joel Edgerton i Ruth Negga. Oboje stworzyli solidne kreacje, dzięki czemu film w ogóle ma ręce i nogi. Jednak ich gra nie przekłada się na pogłębiony portret psychologiczny, na prezentację emocjonalnej ceny, jaką osobno i wspólnie płacą za bycie razem. Edgerton świetnie odgrywa prostego mruka, Negga oferuje całą gamę manieryzmów mających na celu stworzenie z granej przez nią postać jednostki z krwi i kości. Ale to zdecydowanie nie wystarcza.
Nichols nie skorzystał też z okazji, by zaprezentować bardziej ogólny obraz ówczesnego świata. Inne osoby są odległym tłem, z którego wyłaniają się na chwilę, dla doraźnych celów narracyjnych. Oglądając "Loving" ani przez chwilę nie czułem tego, jaki stosunek do pary głównych bohaterów mają inni członkowie społeczności czy to biali czy czarni. Nawet lęk przed innymi jest wyrażony poprzez zachowanie protagonistów.
Aspekty medialny oraz walki sądowej również w tym filmie rozczarowuje. Jest poprowadzony w sposób mechaniczny, jakby reżyser nie bardzo chciał poświęcać mu czas, ale musiał, bo taka była kolej rzeczy i takie są też wymogi narracji filmowej. Byłem tym wszystkim zażenowany i miejscami zniesmaczony.
Z całego filmu zapamiętam tylko oryginalny fryz Michaela Shannona.
Ocena: 4
Film jest historią białego mężczyzny będącego w związku z czarną kobietą. Są lata 50. ubiegłego wieku, mieszkają w Wirginii, gdzie segregacja rasowa ma się bardzo dobrze. Ich problemy zaczynają się, kiedy postanawiają oficjalnie zostać małżeństwem. W ich stanie jest to prawnie zakazane. Stają więc przed wyborem: więzienie lub wygnanie. Początkowo wybierają to drugie. Kiedy jednak w siłę rośnie ruch Afroamerykanów walczących o równouprawnienie, decydują się wystąpić na drogę sądową.
Ta prawdziwa historia mogła zostać opowiedziana na wiele fascynujących sposób. Najbardziej oczywistym był dramat psychologiczny, skupienie się na dwóch jednostkach, które są ofiarami systemu i uprzedzeń społeczeństwa. Wydaje się, że w tym kierunku poszła dwójka aktorska Joel Edgerton i Ruth Negga. Oboje stworzyli solidne kreacje, dzięki czemu film w ogóle ma ręce i nogi. Jednak ich gra nie przekłada się na pogłębiony portret psychologiczny, na prezentację emocjonalnej ceny, jaką osobno i wspólnie płacą za bycie razem. Edgerton świetnie odgrywa prostego mruka, Negga oferuje całą gamę manieryzmów mających na celu stworzenie z granej przez nią postać jednostki z krwi i kości. Ale to zdecydowanie nie wystarcza.
Nichols nie skorzystał też z okazji, by zaprezentować bardziej ogólny obraz ówczesnego świata. Inne osoby są odległym tłem, z którego wyłaniają się na chwilę, dla doraźnych celów narracyjnych. Oglądając "Loving" ani przez chwilę nie czułem tego, jaki stosunek do pary głównych bohaterów mają inni członkowie społeczności czy to biali czy czarni. Nawet lęk przed innymi jest wyrażony poprzez zachowanie protagonistów.
Aspekty medialny oraz walki sądowej również w tym filmie rozczarowuje. Jest poprowadzony w sposób mechaniczny, jakby reżyser nie bardzo chciał poświęcać mu czas, ale musiał, bo taka była kolej rzeczy i takie są też wymogi narracji filmowej. Byłem tym wszystkim zażenowany i miejscami zniesmaczony.
Z całego filmu zapamiętam tylko oryginalny fryz Michaela Shannona.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz