The Mercy (2018)

Tchórz. Zazwyczaj ktoś taki kojarzy się z osobą bierną, pozbawioną ikry, pomysłowości, która ze strachu rezygnuje z czegoś, która odmawia uznania własnej odpowiedzialności za podjęte decyzje. Ale bardzo często tchórze wykazują się olbrzymią energią i pomysłowością. To, do czego są zdolni, byle tylko uniknąć tego, czego się boją, często zakrawa na cud. Tak było chociażby w przypadku Donalda Crowhursta, który dryfując po Atlantyku potrafił skutecznie oszukać świat, że bierze udział w rejsie dookoła świata. Wydawać by się więc mogło, że filmowa wersja jego biografii jest samograjem. James Marsh udowodnił jednak, że nawet tak fantastyczny temat nie jest odporny na brak wizji przez reżysera.



W latach 2005-12 James Marsh nakręcił całą serię filmów, które były przynajmniej dobre, a częściej bardzo dobre. Niestety od "Teorii wszystkiego" coś się zmieniło. Jego filmy przypominają przypadkowy zbiór anegdot. "Na głęboką wodę" jest zdecydowanie najgorszym dziełem w jego karierze. Gorszym nawet od topornego "Wisconsin - Rubryka kryminalna".

Oczywiście pisząc "najgorszy" nie mam na myśli strony technicznej filmu. Marsh (jeszcze) nie zdziadział na tyle, by zatracić umiejętność sprawnego kręcenia scen czy prowadzenia aktorów. Chodzi mi o to, że z filmu nie wynika w ogóle, co chciał reżyser przekazać widzom, jaką historię tak naprawdę nam opowiada.

Czy miał to być portret jednostki mającej wielkie marzenie, którą przerosła rzeczywistość? Niektóre sceny sugerują, że tym właśnie miał być film. Jednak Marsh nigdy tak naprawdę nie bierze osoby Crowhursta pod mikroskop. Nie potrafił zobrazować jego marzenia, ani nie pokazał jego kompleksów. Tu i ówdzie rzuca jakieś banały, często wypowiadane przez postronne postaci, ale tak naprawdę nigdy nie pokazuje nam tego, kim Crowhurst był. Od osoby, która tak wspaniale uchwyciła ludzką obsesję dokonywania niemożliwego w "Człowieku na linie", oczekiwałem dużo więcej.

Może więc miał to być obraz walki człowieka z naturą? I znów: jest kilka scen, które wspierają ten trop myślenia. Jednak Marsh w żadnym momencie nie potrafił zobrazować klaustrofobicznej pułapki, w jakiej Crowhurst znalazł się na otwartej, bezkresnej przestrzeni oceanu. Nie potrafił oddać przytłaczającego ciężaru samotności i tego, że w takich warunkach człowiek staje się swoim własnym największym wrogiem. Gdyby nie solidna kreacja Colina Firtha, Crowhurst jako jednostka w ogóle by nie zaistniał w tym filmie.

Są też elementy sugerujące, że Marsh chciał pokazać historię żeglarza-amatora w szerszej perspektywie. Widzimy więc, jak jego nieobecność uderza w żonę. Jesteśmy świadkami tego, jak różne osoby dla własnych celów naciskały na Crowhursta, jak media stopniowo podgrzewały atmosferę będą zarazem ofiarami kłamstw żeglarza, jak i przyczyną jego dramatu. Ale są to ziarenka przemieszane ze sobą na tyle skutecznie, że nic solidnego się z tego bałaganu nie wyłania.

Po wyjściu z kina byłem wściekły i rozczarowany. Czułem, że straciłem dwie godziny życia. Więcej emocji (i wiedzy) dostarczyłoby mi przeczytanie na Wikipedii wpisu poświęconego Crowhurstowi.

Ocena: 2

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)