Dogman (2018)
SPOILER
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że będę w swojej ocenie "Dogmana" odosobniony, ale nowy film Matteo Garrone nie zrobił na mnie większego wrażenia. Być może dlatego, że formuła, którą wybrał, już mi się przejadła.
"Dogman" to bowiem podręcznikowy przykład filmu, w którym przez 90% nic się nie dzieje, by w finale doszło do nagłej eksplozji przemocy zrodzonej z podskórnie narastającego napięcia. Garrone jednak nie oferuje niczego nowego w tym temacie. Nie nadał też pretekstowej fabule na tyle wyrazistego charakteru, by odróżniała się od podobnych obrazów. To, co mnie zainteresowało, czyli dziwna relacja łącząca Marcello z Simonem, niestety dla reżysera nie była wystarczająco atrakcyjna, by znaleźć się w centrum jego uwagi. Jemu służy wyłącznie jako pretekst dla posiadania jakiejkolwiek fabuły.
Garrone woli skupić się na postaci Marcella, co samo w sobie wcale złym pomysłem nie było. Tyle tylko, że bohater jest tak przejrzysty i banalny, że trudno mi było się na nim skupić. To przykład stereotypowej postaci, która jest słaba, poniewierana, w której frustracja powoli lecz nieubłaganie zbliża się do punktu wrzenia, po który wydarzenia toczyć się będą lawinowo i bohater nie będzie już nad czymkolwiek miał kontrolę. Garrone nie bawi się w finezję i niuanse i zarówno wygląd bohatera, jak i jego zachowanie od pierwszej sceny jasno dają do zrozumienia, z jakim typem osoby mamy do czynienia.
Jedyne, co w filmie się udało, to gra Marcella Fonte, odtwórcy głównej roli. Ale dla mnie było to dużo za mało, by "Dogman" mógł mi się choć w minimalnym stopniu spodobać.
Ocena: 3
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że będę w swojej ocenie "Dogmana" odosobniony, ale nowy film Matteo Garrone nie zrobił na mnie większego wrażenia. Być może dlatego, że formuła, którą wybrał, już mi się przejadła.
"Dogman" to bowiem podręcznikowy przykład filmu, w którym przez 90% nic się nie dzieje, by w finale doszło do nagłej eksplozji przemocy zrodzonej z podskórnie narastającego napięcia. Garrone jednak nie oferuje niczego nowego w tym temacie. Nie nadał też pretekstowej fabule na tyle wyrazistego charakteru, by odróżniała się od podobnych obrazów. To, co mnie zainteresowało, czyli dziwna relacja łącząca Marcello z Simonem, niestety dla reżysera nie była wystarczająco atrakcyjna, by znaleźć się w centrum jego uwagi. Jemu służy wyłącznie jako pretekst dla posiadania jakiejkolwiek fabuły.
Garrone woli skupić się na postaci Marcella, co samo w sobie wcale złym pomysłem nie było. Tyle tylko, że bohater jest tak przejrzysty i banalny, że trudno mi było się na nim skupić. To przykład stereotypowej postaci, która jest słaba, poniewierana, w której frustracja powoli lecz nieubłaganie zbliża się do punktu wrzenia, po który wydarzenia toczyć się będą lawinowo i bohater nie będzie już nad czymkolwiek miał kontrolę. Garrone nie bawi się w finezję i niuanse i zarówno wygląd bohatera, jak i jego zachowanie od pierwszej sceny jasno dają do zrozumienia, z jakim typem osoby mamy do czynienia.
Jedyne, co w filmie się udało, to gra Marcella Fonte, odtwórcy głównej roli. Ale dla mnie było to dużo za mało, by "Dogman" mógł mi się choć w minimalnym stopniu spodobać.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz