Una (2016)
Zdumiewa mnie fakt, jak często reżyserzy przejawiają niewiarę w opowieści, które kręcą, czego efektem jest dodawanie postaci, wątków, rozszerzanie perspektywy tam, gdzie wystarczy jedno pomieszczenie i dwójka aktorów. Tak właśnie jest w przypadku "Uny".
Rdzeniem fabuły jest spotkanie mężczyzn i kobiety. W trakcie emocjonalnego rollercoastera poznawać będziemy kolejne szczegóły ich historii. Okaże się, że facet jest pedofilem, który rozkochał w sobie kobietę, kiedy ta miała 13 lat. Ale podczas rozmów, jakie będą ze sobą prowadzić, ta relacja będzie pokazywana z najróżniejszych perspektyw. W niektórych to kobieta będzie wychodzić na lolitkę, a mężczyzna na ofiarę braku samokontroli nad popędami. W innych on będzie wyrafinowanym drapieżcą, który żaden szczegół relacji nie pozostawia przypadkowi, a ona naiwnym dziewczęciem, które stało się ofiarą braku samokontroli nad pragnieniami uwagi i czucia się dorosłą osobą.
I naprawdę ten film nic więcej nie potrzebował. Dobre dialogi, dynamicznie zmieniająca się relacja, w której wszystko jest oczywiste i zarazem nie takie, jakim się wydaje, a do tego jeszcze doskonała obsada (ze szczególnie udaną kreacją Bena Mendelsohna) - to wszystko gwarantowało dzieło, którym z całą pewnością bym się zachwycił. Niestety twórcy "Uny" najwyraźniej w to nie wierzyli. Dodali więc kolejne osoby (jak grany przez Riza Ahmeda Scott), postanowili też zrekonstruować to, o czym opowiada sobie para protagonistów. Wszystko to jednak zamiast uatrakcyjnić film sprawiło, że całość straciła na sile emocjonalnego oddziaływania. Rozwodniło relację, odwróciło uwagę od tego, co istotne, a pod koniec niepotrzebnie skonkretyzowało to, co powinno zostać przekazane widzom subtelniej.
Ocena: 6
Rdzeniem fabuły jest spotkanie mężczyzn i kobiety. W trakcie emocjonalnego rollercoastera poznawać będziemy kolejne szczegóły ich historii. Okaże się, że facet jest pedofilem, który rozkochał w sobie kobietę, kiedy ta miała 13 lat. Ale podczas rozmów, jakie będą ze sobą prowadzić, ta relacja będzie pokazywana z najróżniejszych perspektyw. W niektórych to kobieta będzie wychodzić na lolitkę, a mężczyzna na ofiarę braku samokontroli nad popędami. W innych on będzie wyrafinowanym drapieżcą, który żaden szczegół relacji nie pozostawia przypadkowi, a ona naiwnym dziewczęciem, które stało się ofiarą braku samokontroli nad pragnieniami uwagi i czucia się dorosłą osobą.
I naprawdę ten film nic więcej nie potrzebował. Dobre dialogi, dynamicznie zmieniająca się relacja, w której wszystko jest oczywiste i zarazem nie takie, jakim się wydaje, a do tego jeszcze doskonała obsada (ze szczególnie udaną kreacją Bena Mendelsohna) - to wszystko gwarantowało dzieło, którym z całą pewnością bym się zachwycił. Niestety twórcy "Uny" najwyraźniej w to nie wierzyli. Dodali więc kolejne osoby (jak grany przez Riza Ahmeda Scott), postanowili też zrekonstruować to, o czym opowiada sobie para protagonistów. Wszystko to jednak zamiast uatrakcyjnić film sprawiło, że całość straciła na sile emocjonalnego oddziaływania. Rozwodniło relację, odwróciło uwagę od tego, co istotne, a pod koniec niepotrzebnie skonkretyzowało to, co powinno zostać przekazane widzom subtelniej.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz