Crazy Rich Asians (2018)
Podczas przygotowań do realizacji "Bajecznie bogatych Azjatów" Jon M. Chu spędził chyba dużo czasu oglądając bollywoodzkie produkcje. Jego film bowiem pod niemal każdym względem wygląda jak dzieło Karana Johara. Oczywiście aktorzy nic tu nie śpiewają, ale liczba piosenek (najczęściej chińskich przeróbek zachodnich przebojów) jest całkiem spora. Chodzi mi raczej o sam zestaw bohaterów oraz przebieg fabuły.
Rzadko kiedy tytuł filmu tak dobrze oddaje to, co widać na ekranie. A w tym przypadku prawdziwy jest nie tylko amerykański tytuł ale i polski. Tak, ci Azjaci są naprawdę bajecznie bogaci. Kasa uderza im tak do głowy, że robią szalone rzeczy. Dla widza to rzecz jasna bardzo dobrze, bo dzięki temu w filmie są i sceny wywołujące śmiech i takie, które wzruszają do łez.
Chu nie wstydzi się ostentacyjnego manipulowania emocjami odbiorców, stawia też na oszałamiającą oprawę wizualną, na którą składają się zarówno kolorowe stroje, niezwykłe scenografie, jak i niezliczony tabun pięknych ludzkich ciał zarówno w żeńskiej jak i męskiej formie. Reżyser słusznie wyszedł z założenia, że skoro opowiada bajkę o współczesnym Kopciuszku, to może sobie pozwolić na przesadzoną oprawę.
Jednak Bollywood zrobiłoby to lepiej. Właśnie dlatego, że bohaterowie śpiewaliby w trakcie filmu. Ta dodatkowa porcja kiczu w tego rodzaju produkcjach zapewnia, że w żadnym momencie widz się nie nudzi. W filmie Chu zdarzały się niestety przestoje, kiedy to temperatura mojego entuzjazmu dramatycznie spadała. Stąd finalna ocena jest nieco niższa.
Ocena: 6
Rzadko kiedy tytuł filmu tak dobrze oddaje to, co widać na ekranie. A w tym przypadku prawdziwy jest nie tylko amerykański tytuł ale i polski. Tak, ci Azjaci są naprawdę bajecznie bogaci. Kasa uderza im tak do głowy, że robią szalone rzeczy. Dla widza to rzecz jasna bardzo dobrze, bo dzięki temu w filmie są i sceny wywołujące śmiech i takie, które wzruszają do łez.
Chu nie wstydzi się ostentacyjnego manipulowania emocjami odbiorców, stawia też na oszałamiającą oprawę wizualną, na którą składają się zarówno kolorowe stroje, niezwykłe scenografie, jak i niezliczony tabun pięknych ludzkich ciał zarówno w żeńskiej jak i męskiej formie. Reżyser słusznie wyszedł z założenia, że skoro opowiada bajkę o współczesnym Kopciuszku, to może sobie pozwolić na przesadzoną oprawę.
Jednak Bollywood zrobiłoby to lepiej. Właśnie dlatego, że bohaterowie śpiewaliby w trakcie filmu. Ta dodatkowa porcja kiczu w tego rodzaju produkcjach zapewnia, że w żadnym momencie widz się nie nudzi. W filmie Chu zdarzały się niestety przestoje, kiedy to temperatura mojego entuzjazmu dramatycznie spadała. Stąd finalna ocena jest nieco niższa.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz