L'estate addosso (2016)
Gdy tylko na ekranie pojawiło się nazwisko reżysera, miałem ochotę przerwać oglądanie filmu. Gabriele Muccino kojarzy mi się źle, choć zdarzyło mu się nakręcić też niezłe rzeczy. Nie poddałem się impulsowi i cieszę się z tego. "Nadeszło lato" jest najlepszym filmem reżysera, jaki widziałem.
Muccino świetnie uchwycił ten magiczny okres w życiu wielu młodych ludzi, kiedy zdają się oni istnieć poza czasem. Nie są już częścią przeszłości. A przyszłość jawi się jako nieskończona liczba możliwości. Istnieją "tu i teraz", w świecie potencjalnym, gdzie wszystko się może zdarzyć, kiedy to nowe doświadczenia powodują przewartościowanie priorytetów. Ale jest to okres autonomiczny, za elementami którego będzie się później tęsknić, choć pozostanie się od nich na zawsze oderwanym.
Reżyser w pełnej krasie prezentuje widzom owo archetypiczne lato, które zmienia młodych ludzi na zawsze. Co udaje mu się również dlatego, że stworzył czwórkę bardzo miłych bohaterów. Matilda Lutz jest urocza w swojej podróży poszerzającej horyzonty. Brando Pacitto jako Marco budzi uśmiech swoimi młodzieńczymi, miejscami rozhisteryzowanymi, opiniami na temat świata, śmierci i swojego miejsca na ziemi. Joseph Haro z tym swoim szerokim uśmiechem jest czarujący jak mało kto. A Taylor Frey i grany przez niego Matt od razu budzi sympatię.
Jednak "Nadeszło lato" nie jest pozbawione wad. Zupełnie niepotrzebna wydała mi się straszliwie rozbudowana retrospekcja dotycząca tego, jak Matt i Paul się poznali. Czas ten można było lepiej spożytkować na pokazanie tego, jak ta para wchodzi w interakcje, zmienia się pod wpływem Marco i Marii i jednocześnie ich zmienia.
Muccino ma też zbyt twardą rękę jeśli chodzi o prezentację różnorodności okolicy, w której mieszkają Matt i Paul. Te wszystkie pary homoseksualne nie wydają się naturalnym elementem otoczenia, lecz ostentacyjną propagandą. Do tego wszystkiego, reżyser mógł się postarać o nieco większą etniczną różnorodność.
Muccino niestety ma skłonności do nadmiernej łopatologii, która i tu mocno szkodzi filmowi. Jednak magia i klimat tym razem nie poddały się i tak "Nadeszło lato" okazało się bardzo przyjemnym doświadczeniem.
Ocena: 6
Muccino świetnie uchwycił ten magiczny okres w życiu wielu młodych ludzi, kiedy zdają się oni istnieć poza czasem. Nie są już częścią przeszłości. A przyszłość jawi się jako nieskończona liczba możliwości. Istnieją "tu i teraz", w świecie potencjalnym, gdzie wszystko się może zdarzyć, kiedy to nowe doświadczenia powodują przewartościowanie priorytetów. Ale jest to okres autonomiczny, za elementami którego będzie się później tęsknić, choć pozostanie się od nich na zawsze oderwanym.
Reżyser w pełnej krasie prezentuje widzom owo archetypiczne lato, które zmienia młodych ludzi na zawsze. Co udaje mu się również dlatego, że stworzył czwórkę bardzo miłych bohaterów. Matilda Lutz jest urocza w swojej podróży poszerzającej horyzonty. Brando Pacitto jako Marco budzi uśmiech swoimi młodzieńczymi, miejscami rozhisteryzowanymi, opiniami na temat świata, śmierci i swojego miejsca na ziemi. Joseph Haro z tym swoim szerokim uśmiechem jest czarujący jak mało kto. A Taylor Frey i grany przez niego Matt od razu budzi sympatię.
Jednak "Nadeszło lato" nie jest pozbawione wad. Zupełnie niepotrzebna wydała mi się straszliwie rozbudowana retrospekcja dotycząca tego, jak Matt i Paul się poznali. Czas ten można było lepiej spożytkować na pokazanie tego, jak ta para wchodzi w interakcje, zmienia się pod wpływem Marco i Marii i jednocześnie ich zmienia.
Muccino ma też zbyt twardą rękę jeśli chodzi o prezentację różnorodności okolicy, w której mieszkają Matt i Paul. Te wszystkie pary homoseksualne nie wydają się naturalnym elementem otoczenia, lecz ostentacyjną propagandą. Do tego wszystkiego, reżyser mógł się postarać o nieco większą etniczną różnorodność.
Muccino niestety ma skłonności do nadmiernej łopatologii, która i tu mocno szkodzi filmowi. Jednak magia i klimat tym razem nie poddały się i tak "Nadeszło lato" okazało się bardzo przyjemnym doświadczeniem.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz