The Nun (2018)

Rumuński klasztor staje się powoli synonimem horrorowego gniotu. Najpierw poziom żenady osiągnął "Krucyfiks", a teraz skutecznie go pobiła "Zakonnica". Oba filmy są zresztą bliźniaczo do siebie podobne. W obu Rumunia jest pokazana w sposób niemający nic wspólnego z rzeczywistością, choć w obu przypadkach jest sugerowane, że scenariusz inspirowany był faktami. W "Zakonnicy" akcja została osadzona w czasach stalinizmu, a jednak obcokrajowiec, do tego ze zgniłego Zachodu, nie ma żadnych problemów ze znalezieniem się w komunistycznej Rumunii.



To jednak pestka. W końcu horrorów nie oglądam dla ich bezbłędnie zrekonstruowanej rzeczywistości. Gorzej, że Corin Hardy, jak wcześniej Gens, nie ma nic ciekawego do opowiedzenia, więc cały film buduje na prefabrykatach. Klasztor ma tu więcej wspólnego z popadającym w ruinę zamkiem Draculi niż z Domem Bożym. Ksiądz oczywiście musi być po przejściach, zakonnica będzie uwodzona przez przystojniaka, a lokalni mieszkańcy będą pluciem odganiać zło. Reżyser bardziej zainteresowany jest tym, żeby jego film wyglądał jak horror, niż nim był w rzeczywistości. Fabuła jest więc pozbawiona sensu, choć być może takie wrażenie jest wynikiem tego, że tak naprawdę rzecz nie ma historii.

Jednak nawet to nie jest najgorsze w "Zakonnicy". Przynajmniej niektóre sceny ładnie wyglądają. To, co przelało czarę goryczy, to trójka bohaterów, w szczególności zaś ich sposób zachowywania się. Ojciec Burke ma niby być specjalistą od sił nieczystych. Trudno w to jednak uwierzyć, kiedy nawet po tym, jak został żywcem w niewyjaśnionych okolicznościach zakopany w grobie, w dalszym ciągu postępuje z absurdalną beztroską. Poziomem inteligencji nie przegania kociaka, czego daje zresztą dowód w jednej ze scen, podążając za dzwonkiem przywiązanym do sznurka. Choć wydaje mi się, że kot z pogardą spojrzałby się na tę prymitywną przynętę i totalnie ją zignorował.

Siostra Irene zachowuje się zaś jak Dee Dee z "Laboratorium Dextera", wszystko musi dotknąć, wszędzie wejść, nie ważne, że po drodze odłącza się od grupy. Jednocześnie, kiedy scenarzystom jest to na rękę, jest depozytorką wiedzy, której nie powinna mieć. Niestety spójność i logika nie należały do priorytetów twórcom, więc idą na skróty, wierząc, że w opowieści o demonach fakt, że bohaterka wie coś, czego nie powinna wiedzieć, nikogo nie zdziwi.

No i jest wreszcie obowiązkowy przystojniak. Dobrze przynajmniej, że tym razem (inaczej niż w "Krucyfiksie") nie jest nim ksiądz. Choć wybrana alternatywa jest chyba jeszcze gorsza. Maurice to typ beztroskiego awanturnika, który ma stanowić komediowy kontrapunkt dla fabuły. Ale jego sarkastyczne wypowiedzi wypadają idiotycznie, a kiedy próbuje być szarmancki, budzi niesmak swoją nieporadnością.

Ta nieświęta trójka bardzo szybko zaczęła mi grać na nerwach. A od połowu filmu jedyną myślą było to, że "Zakonnica" dowodzi tego, że Darwin się mylił i dobór naturalny nie istniej. Gdyby bowiem istniał, to trójka bohaterów nigdy do dożyłaby dorosłości.

Po obejrzeniu "Zakonnicy" mogę tylko powiedzieć, że bardzo dobrze się stało, że Corinowi Hardy'emu nie dano nakręcić "Kruka". Byłby to niemal na pewno badziew totalny.

Ocena: 2

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)