7년의 밤 (2018)
Coś mi się zdaje, że twórcy tego filmu nie bardzo wierzą w możliwość wewnętrznego rozwoju jednostki. Są raczej zwolennikami starego porzekadła "czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci". Efektem tego jest nieuniknioność tragedii bohaterów. Co więcej jest to samonapędzająca się maszyneria: jedna tragedia rodzi następną, jedno pokolenie przenosi je na następne.
"Siedem lat jednej nocy" to opowieść o dwóch mężczyznach, którzy stali się swoimi wrogami. Chciałem napisać, że stali się nimi za sprawą ślepego losu, ale nie jest to prawda. Wydarzenia, choć wydają się przypadkowe, potoczyły się w sposób bardzo przewidywalny. I Hyun-su i doktor Oh byli na kursie kolizyjnym od wielu lat, choć po raz pierwszy zobaczyli się na drodze pewnej nocy 2004 roku. Hyun-su to produkt wychowawczy brutalnego ojca, którego przemoc wobec innych była jednak wyłącznie efektem frustracji po powrocie z wojny w Wietnamie jako kaleka. Oh z kolei jest psychopatą, który ponad wszystko pragnie być kochanym przez żonę i córkę. Im jednak mocniej na nich naciska, tym te bardziej się od niego oddalają. To właśnie przez zachowania Oha jego córka będzie biegać nocą po bezdrożach, a za sprawą traumy z dzieciństwa na widok dziewczynki i jej słów Hyun-su zachowa się tak, jak się zachował.
Ciekawy temat został przerobiony przez Koreańczyków na opowieść większą niż życie. "Siedem lat jednej nocy" stało się mistycznym monumentem, gdzie poszczególne czyny/grzechy bohaterów są celebrowane z nabożną czcią. Do tego wszystkiego dodane zostały paranormalne elementy splatające fatum z determinizmem psychologicznym w jedną wspólną rzeczywistość. Ja zdaję sobie sprawę, że "Siedem lat jednej nocy" jest typowym produktem koreańskiej kinematografii, w której przesada i nadekspresja są na porządku dziennym. Na mnie jednak robiło to odwrotne wrażenie. I bardziej mityczna stawała się skala konfliktu dwójki bohaterów, tym nudniejszym robił się film w moich oczach. Zdecydowanie preferowałbym skromniejszy dramat mocniej skupiony na jednostkowych dramatach. W ciszy, w niespiesznej narracji, w zwyczajności prezentowanych tragedii całość miałaby szansę nabrać niezwykłej wyrazistości i emocjonalnej mocy. A tak, po niecałej godzinie zacząłem sprawdzać czas z regularnością szwajcarskiego zegarka.
Ocena: 5
"Siedem lat jednej nocy" to opowieść o dwóch mężczyznach, którzy stali się swoimi wrogami. Chciałem napisać, że stali się nimi za sprawą ślepego losu, ale nie jest to prawda. Wydarzenia, choć wydają się przypadkowe, potoczyły się w sposób bardzo przewidywalny. I Hyun-su i doktor Oh byli na kursie kolizyjnym od wielu lat, choć po raz pierwszy zobaczyli się na drodze pewnej nocy 2004 roku. Hyun-su to produkt wychowawczy brutalnego ojca, którego przemoc wobec innych była jednak wyłącznie efektem frustracji po powrocie z wojny w Wietnamie jako kaleka. Oh z kolei jest psychopatą, który ponad wszystko pragnie być kochanym przez żonę i córkę. Im jednak mocniej na nich naciska, tym te bardziej się od niego oddalają. To właśnie przez zachowania Oha jego córka będzie biegać nocą po bezdrożach, a za sprawą traumy z dzieciństwa na widok dziewczynki i jej słów Hyun-su zachowa się tak, jak się zachował.
Ciekawy temat został przerobiony przez Koreańczyków na opowieść większą niż życie. "Siedem lat jednej nocy" stało się mistycznym monumentem, gdzie poszczególne czyny/grzechy bohaterów są celebrowane z nabożną czcią. Do tego wszystkiego dodane zostały paranormalne elementy splatające fatum z determinizmem psychologicznym w jedną wspólną rzeczywistość. Ja zdaję sobie sprawę, że "Siedem lat jednej nocy" jest typowym produktem koreańskiej kinematografii, w której przesada i nadekspresja są na porządku dziennym. Na mnie jednak robiło to odwrotne wrażenie. I bardziej mityczna stawała się skala konfliktu dwójki bohaterów, tym nudniejszym robił się film w moich oczach. Zdecydowanie preferowałbym skromniejszy dramat mocniej skupiony na jednostkowych dramatach. W ciszy, w niespiesznej narracji, w zwyczajności prezentowanych tragedii całość miałaby szansę nabrać niezwykłej wyrazistości i emocjonalnej mocy. A tak, po niecałej godzinie zacząłem sprawdzać czas z regularnością szwajcarskiego zegarka.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz