Les confins du monde (2018)
Dziwny film. Niby typowa opowieść o koszmarze wojennym, a jednak prezentacja odbiega od tego, co w tego rodzaju kinie uznaje się za normę. To sprawia, że rzecz jednocześnie odstręcza i fascynuje.
Akcja filmu osadzona została w 1945 roku w wietnamskiej części Francuskich Indochin i opowiada o wydarzeniach mających miejsce w okresie poprzedzającym formalny wybuch I wojny indochińskiej. Film zaczyna się w marcu, kiedy dobiega końca niemiecka okupacja Francji. To zaś zmienia układ sił w Wietnamie będącym de facto od 1940 roku pod okupacją japońską, ale cywilna administracja francuska pozostała wtedy na miejscu. W marcu Japonia postanowiła usunąć Francuzów. I tak zaczęła się tragedia głównego bohatera, Roberta Tassena. Jego brat i ciężarna bratowa byli brutalnie torturowani i zamordowani w akcji przeprowadzonej wspólnie przez japońskie i wietnamskie siły. Robert tylko cudem przeżył. Doświadczenie to całkowicie go odmieniło. Przy życiu utrzymuje go od teraz tylko obsesja pomszczenia brata. Czyni go ona ślepym i na miłość, która się przed nim otwiera, i na przyjaźń, która mogła dać mu pretekst do zmiany swojej egzystencji.
"Na krańce świata" pod wieloma względami jest bardzo typową opowieścią wojenną. Mamy obowiązkowy zestaw scen brutalnych walk, żołnierskiej nudy, relacji z lokalnymi mieszkańcami, które oparte są na seksie i wymianie dóbr. Jest mowa o lękach młodych ludzi, którzy nie rozumieją, dlaczego mają umierać za skrawek ziemi tak obcy im kulturowo. A ponieważ jest to daleka Azja, to pojawia się też wątek opium.
To, co mnie zaskoczyło, to nagość. Nie dlatego, że jest. W końcu łączenie Erosa z Tanatosem jest motywem znanym w kulturze od zawsze. Chodzi raczej o to, jak jest ona prezentowana. Nagości, szczególnie męskiej, jest w filmie naprawdę sporo. Reżyser w ogóle nie jest pruderyjny. Jednocześnie jest w prezentowanej nagości coś mocno bezosobowego i mechanicznego. Obrazy te degradują człowieczeństwo bohaterów, co sprawia, że film jest nieprzyjemny w odbiorze. Ale to właśnie sprawia, że "Na krańce świata" wyróżnia się na tle setek podobnych filmowych opowieści. Co oczywiście uznaję za plus. Żałuję jednak, że odbyło się to kosztem większej intensywności emocjonalnej, która przydałaby się w wątkach poświęconych relacjom Roberta z prostytutką Maï, towarzyszem broni Cavagną i pisarzem, który zdaje się kibicować Wietnamczykom w ich walce o niepodległość. Ponieważ jednak reżyser dokonał wąskiej specjalizacji i skupił się wyłącznie na piętnie przeżytej masakry i zrodzonej w tej rzezi obsesji zemsty, inne aspekty jego historii niestety stanowią jedynie dodatek.
Ocena: 6
Akcja filmu osadzona została w 1945 roku w wietnamskiej części Francuskich Indochin i opowiada o wydarzeniach mających miejsce w okresie poprzedzającym formalny wybuch I wojny indochińskiej. Film zaczyna się w marcu, kiedy dobiega końca niemiecka okupacja Francji. To zaś zmienia układ sił w Wietnamie będącym de facto od 1940 roku pod okupacją japońską, ale cywilna administracja francuska pozostała wtedy na miejscu. W marcu Japonia postanowiła usunąć Francuzów. I tak zaczęła się tragedia głównego bohatera, Roberta Tassena. Jego brat i ciężarna bratowa byli brutalnie torturowani i zamordowani w akcji przeprowadzonej wspólnie przez japońskie i wietnamskie siły. Robert tylko cudem przeżył. Doświadczenie to całkowicie go odmieniło. Przy życiu utrzymuje go od teraz tylko obsesja pomszczenia brata. Czyni go ona ślepym i na miłość, która się przed nim otwiera, i na przyjaźń, która mogła dać mu pretekst do zmiany swojej egzystencji.
"Na krańce świata" pod wieloma względami jest bardzo typową opowieścią wojenną. Mamy obowiązkowy zestaw scen brutalnych walk, żołnierskiej nudy, relacji z lokalnymi mieszkańcami, które oparte są na seksie i wymianie dóbr. Jest mowa o lękach młodych ludzi, którzy nie rozumieją, dlaczego mają umierać za skrawek ziemi tak obcy im kulturowo. A ponieważ jest to daleka Azja, to pojawia się też wątek opium.
To, co mnie zaskoczyło, to nagość. Nie dlatego, że jest. W końcu łączenie Erosa z Tanatosem jest motywem znanym w kulturze od zawsze. Chodzi raczej o to, jak jest ona prezentowana. Nagości, szczególnie męskiej, jest w filmie naprawdę sporo. Reżyser w ogóle nie jest pruderyjny. Jednocześnie jest w prezentowanej nagości coś mocno bezosobowego i mechanicznego. Obrazy te degradują człowieczeństwo bohaterów, co sprawia, że film jest nieprzyjemny w odbiorze. Ale to właśnie sprawia, że "Na krańce świata" wyróżnia się na tle setek podobnych filmowych opowieści. Co oczywiście uznaję za plus. Żałuję jednak, że odbyło się to kosztem większej intensywności emocjonalnej, która przydałaby się w wątkach poświęconych relacjom Roberta z prostytutką Maï, towarzyszem broni Cavagną i pisarzem, który zdaje się kibicować Wietnamczykom w ich walce o niepodległość. Ponieważ jednak reżyser dokonał wąskiej specjalizacji i skupił się wyłącznie na piętnie przeżytej masakry i zrodzonej w tej rzezi obsesji zemsty, inne aspekty jego historii niestety stanowią jedynie dodatek.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz