O Grande Circo Místico (2018)
Przez ostatnią dekadę Carlos Diegues nie kręcił fabuł, zadowalając się realizacją dokumentów lub po prostu produkcją cudzych pomysłów. I nie sądzę, by dobrze zrobił powracając do filmów fabularnych, jeśli mają one wyglądać tak, jak "Wielki Mistyczny Cyrk". Jest to bowiem obraz wizualnie ładny, ale chaotyczny i pusty.
To pierwsze można byłoby filmowi jeszcze wybaczyć, gdyby była to przemyślana strategia reżysera. W końcu życie jest chaotyczne, nieprzewidywalne, pełne paradoksów. Ale u Dieguesa chaos wynika z istnienia powtarzalnych wzorców czy to narracyjnych czy to wizualnych, które jednak zdają się być wykorzystywane pod wpływem chwili, a nie według jakiegoś przemyślanego klucza. Stąd wątki urywają się, wykorzystywane symbole mieszają się ze sobą bez składu i ładu, a bohaterowie są elementami tak nietrwałymi, że nie sposób się do nich przekonać.
Pustki jednak wybaczyć się już nie da, ponieważ Diegues wyraźnie buduje swój film tak, by był wielką przypowieścią o życiu człowieka, o ostatnich stu latach zachodniej cywilizacji. Widać chęć mówienia wielkich rzeczach o ludziach i ich losach, o tajemnicach, o klątwach zapisanych w genach, o znaczeniu przypadku. A wszystko to jeszcze zostało wzięte w nawias baśni. Ten oniryczny element najmniej mnie przekonuje. O ile jeszcze personifikacja powiedzenia "C'est la vie" nie raziła mnie, o tyle finału nie jestem w stanie zaakceptować. Nie kupuję tego rodzaju metaforyki. Tym bardziej, że tu jest jedynie brokatem rzuconym na masę wykonaną z banałów i wyświechtanych sloganów.
Ocena: 5
Ps. Fajnie, że polskich aktorów coraz częściej spotykam w zagranicznych produkcjach. Żal mi jednak Ogrodnika, że wystąpił w czymś, co jest słabsze od niektórych polskich filmów z jego udziałem.
To pierwsze można byłoby filmowi jeszcze wybaczyć, gdyby była to przemyślana strategia reżysera. W końcu życie jest chaotyczne, nieprzewidywalne, pełne paradoksów. Ale u Dieguesa chaos wynika z istnienia powtarzalnych wzorców czy to narracyjnych czy to wizualnych, które jednak zdają się być wykorzystywane pod wpływem chwili, a nie według jakiegoś przemyślanego klucza. Stąd wątki urywają się, wykorzystywane symbole mieszają się ze sobą bez składu i ładu, a bohaterowie są elementami tak nietrwałymi, że nie sposób się do nich przekonać.
Pustki jednak wybaczyć się już nie da, ponieważ Diegues wyraźnie buduje swój film tak, by był wielką przypowieścią o życiu człowieka, o ostatnich stu latach zachodniej cywilizacji. Widać chęć mówienia wielkich rzeczach o ludziach i ich losach, o tajemnicach, o klątwach zapisanych w genach, o znaczeniu przypadku. A wszystko to jeszcze zostało wzięte w nawias baśni. Ten oniryczny element najmniej mnie przekonuje. O ile jeszcze personifikacja powiedzenia "C'est la vie" nie raziła mnie, o tyle finału nie jestem w stanie zaakceptować. Nie kupuję tego rodzaju metaforyki. Tym bardziej, że tu jest jedynie brokatem rzuconym na masę wykonaną z banałów i wyświechtanych sloganów.
Ocena: 5
Ps. Fajnie, że polskich aktorów coraz częściej spotykam w zagranicznych produkcjach. Żal mi jednak Ogrodnika, że wystąpił w czymś, co jest słabsze od niektórych polskich filmów z jego udziałem.
Komentarze
Prześlij komentarz