Zauberer (2018)
Trochę żałuję, że nie zostałem na spotkaniu z reżyserem. Nie dowiem się bowiem, czy według niego to samotność czyni z ludzi jednostki perwersyjne, desperackie, niestabilne, czy może odpowiada za to potrzeba relacji, bliskości. Choć rozróżnienie wydaje się na pozór pozbawione sensu, z "Czarodzieja" ewidentnie wynika, że samotność i potrzeba bliskości nie są tym samym.
Widać to najlepiej na przykładzie terapeuty i jego niewidomej partnerki. Nie są samotni. Co więcej, dbają o to, by byli dla siebie ważni. A jednak oboje dokonywać będą rzeczy etycznie wątpliwych, ponieważ ich potrzeba kontaktu wykracza poza to, co sami mogą sobie dać i domaga się od nich ekstremalnych czynów. Marcel też raczej do samotnych nie należy, a jednak i on - za sprawą żartu, który wymknie się spod kontroli - zacznie doświadczać cudzej potrzeby bliskości, która i jego samego zmieni.
Z drugiej strony mamy Evelyn, która ewidentnie jest samotna i nie potrafi sobie z tym poradzić. Jest też Annamaria, której życie jest czarną dziurą, którą wypełnia rutyną i próbami realizacji potrzeb, które nawet dla wynajętej męskiej prostytutki będą zbyt perwersyjne do realizacji.
Reżyser Sebastian Brauneis wrzuca nas bez ostrzeżenia w ten świat pełen ludzi pustych, zniszczonych, łaknących. Bawi się formą, okrasza całość fajną muzyką elektroniczną, napawa się brzydotą ludzkiej egzystencji. Miejscami jest to trudne w oglądaniu, więc nie dziwię się tym, którzy w trakcie seansu wychodzili. Mnie jednak to wcale nie przeszkadzał, ponieważ reżyser konsekwentnie prowadził narrację splatając poszczególne wątki w interesującą wizję świata (a muzyka i niezłe zdjęcia były dodatkowymi atutami).
Mam jednak inny problem z "Czarodziejem". Jest nim finał, który wydał mi się słaby i zrealizowany trochę na odwal, jakby reżyser nie bardzo wiedział, do czego te wszystkie wątki zmierzały i wymyślił zakończenie na poczekaniu. Mogę zrozumieć, że nie chciał oddać się we władanie pesymizmu. Niemniej jednak niektóre z wątków kończą się w sposób zbyt naiwny, pozostający w sprzeczności ze światem, jaki wcześniej był mozolnie przez reżysera budowany. Już wolałbym, gdyby postawił na brak ostatecznych rozstrzygnięć, gdyby przerwał w momencie, w którym możliwe drogi się rozwidlają. Być może dla większości widzów byłoby to frustrujące (choć ci zdążyli chyba wyjść z kina na długo przed finałem). Dla mnie jednak byłoby to bardziej prawdziwe w tej akurat wykreowanej rzeczywistości.
Ocena: 7
Widać to najlepiej na przykładzie terapeuty i jego niewidomej partnerki. Nie są samotni. Co więcej, dbają o to, by byli dla siebie ważni. A jednak oboje dokonywać będą rzeczy etycznie wątpliwych, ponieważ ich potrzeba kontaktu wykracza poza to, co sami mogą sobie dać i domaga się od nich ekstremalnych czynów. Marcel też raczej do samotnych nie należy, a jednak i on - za sprawą żartu, który wymknie się spod kontroli - zacznie doświadczać cudzej potrzeby bliskości, która i jego samego zmieni.
Z drugiej strony mamy Evelyn, która ewidentnie jest samotna i nie potrafi sobie z tym poradzić. Jest też Annamaria, której życie jest czarną dziurą, którą wypełnia rutyną i próbami realizacji potrzeb, które nawet dla wynajętej męskiej prostytutki będą zbyt perwersyjne do realizacji.
Reżyser Sebastian Brauneis wrzuca nas bez ostrzeżenia w ten świat pełen ludzi pustych, zniszczonych, łaknących. Bawi się formą, okrasza całość fajną muzyką elektroniczną, napawa się brzydotą ludzkiej egzystencji. Miejscami jest to trudne w oglądaniu, więc nie dziwię się tym, którzy w trakcie seansu wychodzili. Mnie jednak to wcale nie przeszkadzał, ponieważ reżyser konsekwentnie prowadził narrację splatając poszczególne wątki w interesującą wizję świata (a muzyka i niezłe zdjęcia były dodatkowymi atutami).
Mam jednak inny problem z "Czarodziejem". Jest nim finał, który wydał mi się słaby i zrealizowany trochę na odwal, jakby reżyser nie bardzo wiedział, do czego te wszystkie wątki zmierzały i wymyślił zakończenie na poczekaniu. Mogę zrozumieć, że nie chciał oddać się we władanie pesymizmu. Niemniej jednak niektóre z wątków kończą się w sposób zbyt naiwny, pozostający w sprzeczności ze światem, jaki wcześniej był mozolnie przez reżysera budowany. Już wolałbym, gdyby postawił na brak ostatecznych rozstrzygnięć, gdyby przerwał w momencie, w którym możliwe drogi się rozwidlają. Być może dla większości widzów byłoby to frustrujące (choć ci zdążyli chyba wyjść z kina na długo przed finałem). Dla mnie jednak byłoby to bardziej prawdziwe w tej akurat wykreowanej rzeczywistości.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz