Аритмия (2017)
"Arytmia" nominalnie jest historią związku na skraju załamania i portretem typowej młodej rodziny rosyjskiej. Przy okazji jednak daje dość jasną i prostą odpowiedź na to, dlaczego w krajach rozwiniętych rozwody są tak popularne. Otóż odpowiedzią jest wysiłek, jaki wkłada się w przetrwanie. Kiedyś szansę na przeżycie znacznie zwiększała grupa, stąd gromadzenie się ludzi w klany, stąd trwałość małżeństw. Dziś dla wielu osób wysiłek włożony w przetrwanie jest mniejszy lub podobny do tego, jaki wkłada się w trwałość związku. Zmęczenie łatwo prowadzi do rezygnacji i nawet jeśli dwoje osób łączy uczucie, to okazuje się, że prościej jest z niego zrezygnować i zrzucić siebie "niepotrzebny" ciężar.
W takiej właśnie sytuacji znaleźli się Oleg i Katja. Są już od dłuższego czasu małżeństwem. Mają małe ale własne mieszkanie. Oboje pracują w służbie zdrowia. Ciągła harówka, pełna frustracji i niewdzięczności, do tego szara, równie męcząca rzeczywistości. W takich warunkach miłość nie wystarcza. Tym bardziej, że oboje nie bardzo mają siły, by o trwałość uczucia walczyć. Kiedy więc Katja wychodzi z propozycją rozstania, nawet to niewiele zmienia w ich życiu. Oleg jest co prawda takim obrotem sprawy zaskoczony i długo przyjdzie mu dotarcie do zrozumienia, że rozpad związku jest realnym zagrożeniem. I to właśnie on będzie musiał podjąć decyzję, czy pozostanie bierny, jak dotąd, i w ten sposób przypieczętuje katastrofę swojego małżeństwa, czy może jednak postanowi walczyć. Jak jednak ma zebrać w sobie siły, kiedy te potrzebuje, by wytrzymać w pracy, gdzie właśnie przyszedł nowy szef, który wprowadził drakońskie, wręcz nieludzkie zasady pracy medyków...
"Arytmia" to kino solidne. Z prostym, lecz konsekwentnie prowadzonym scenariuszem. Z bliskimi życiu rolami, które zostały doskonale zagrane przez Aleksandra Jatsenko i Irinę Gorbaczewą. To kino prawdziwe, które zrezygnowało z dramaturgicznego efekciarstwa. Ogląda się to dobrze, a kilka scen budzi impuls do głębszej refleksji. Jednak całość nie ma w sobie prawdziwej mocy oddziaływania. I dość szybko wspomnienia o nim wyparowują pozostawiając po sobie jedynie nieokreślone wrażenie autentyczności.
Ocena: 6
W takiej właśnie sytuacji znaleźli się Oleg i Katja. Są już od dłuższego czasu małżeństwem. Mają małe ale własne mieszkanie. Oboje pracują w służbie zdrowia. Ciągła harówka, pełna frustracji i niewdzięczności, do tego szara, równie męcząca rzeczywistości. W takich warunkach miłość nie wystarcza. Tym bardziej, że oboje nie bardzo mają siły, by o trwałość uczucia walczyć. Kiedy więc Katja wychodzi z propozycją rozstania, nawet to niewiele zmienia w ich życiu. Oleg jest co prawda takim obrotem sprawy zaskoczony i długo przyjdzie mu dotarcie do zrozumienia, że rozpad związku jest realnym zagrożeniem. I to właśnie on będzie musiał podjąć decyzję, czy pozostanie bierny, jak dotąd, i w ten sposób przypieczętuje katastrofę swojego małżeństwa, czy może jednak postanowi walczyć. Jak jednak ma zebrać w sobie siły, kiedy te potrzebuje, by wytrzymać w pracy, gdzie właśnie przyszedł nowy szef, który wprowadził drakońskie, wręcz nieludzkie zasady pracy medyków...
"Arytmia" to kino solidne. Z prostym, lecz konsekwentnie prowadzonym scenariuszem. Z bliskimi życiu rolami, które zostały doskonale zagrane przez Aleksandra Jatsenko i Irinę Gorbaczewą. To kino prawdziwe, które zrezygnowało z dramaturgicznego efekciarstwa. Ogląda się to dobrze, a kilka scen budzi impuls do głębszej refleksji. Jednak całość nie ma w sobie prawdziwej mocy oddziaływania. I dość szybko wspomnienia o nim wyparowują pozostawiając po sobie jedynie nieokreślone wrażenie autentyczności.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz