Chi salverà le rose? (2017)
Cesare Furesi długo czekał z nakręceniem pierwszego filmu pełnometrażowego. Zrobił to dopiero zbliżając się do sześćdziesiątki. I może dlatego "Kto uratuje róże?" jest tak przedziwnym filmem, jednocześnie bardzo wzruszającym i irytującym swoją topornością.
Bo Furesi popełnił całą masę błędów typowych dla młodych debiutantów. Brakuje płynności wewnątrz scen i pomiędzy nimi. Dialogi są zbyt kanciaste, żeby przeszło to w kinie albo też zbyt poetyckie, przez co wybrzmiewają absurdalnie. Słabiutko wypadają też praktycznie wszystkie sceny, w których fabuła popychana jest do przodu, w których historia jest istotniejsza od relacji między bohaterami.
Ale z drugiej strony Furesi z zaskakującym wyczuciem buduje interakcje międzyludzkie. Cudownie pokazał związek Claudio i Giulio, a także Giulio z córką Valerią i wnukiem Marco. Reżyser postawił na skrajny sentymentalizmy, którego intensywność powinna być nie do zniesienia, a jednak tutaj uchodzi na sucho. Ba, wydaje się wręcz stanowić idealne dopełnienie obrazu różnych rodzajów miłości. Ten sentymentalizm jest też znośny dlatego, że aktorzy (a przede wszystkim Caterina Murino) z wdziękiem potrafią go odegrać.
"Kto uratuje róże?" przy wszystkich swoich warsztatowych niedostatkach pozostawia po sobie więc bardzo przyjemne wrażenie.
Ocena: 6
Bo Furesi popełnił całą masę błędów typowych dla młodych debiutantów. Brakuje płynności wewnątrz scen i pomiędzy nimi. Dialogi są zbyt kanciaste, żeby przeszło to w kinie albo też zbyt poetyckie, przez co wybrzmiewają absurdalnie. Słabiutko wypadają też praktycznie wszystkie sceny, w których fabuła popychana jest do przodu, w których historia jest istotniejsza od relacji między bohaterami.
Ale z drugiej strony Furesi z zaskakującym wyczuciem buduje interakcje międzyludzkie. Cudownie pokazał związek Claudio i Giulio, a także Giulio z córką Valerią i wnukiem Marco. Reżyser postawił na skrajny sentymentalizmy, którego intensywność powinna być nie do zniesienia, a jednak tutaj uchodzi na sucho. Ba, wydaje się wręcz stanowić idealne dopełnienie obrazu różnych rodzajów miłości. Ten sentymentalizm jest też znośny dlatego, że aktorzy (a przede wszystkim Caterina Murino) z wdziękiem potrafią go odegrać.
"Kto uratuje róże?" przy wszystkich swoich warsztatowych niedostatkach pozostawia po sobie więc bardzo przyjemne wrażenie.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz