Mein Blind Date mit dem Leben (2017)
Młody Saliya Kahawatte właśnie kończy szkołę. I już snuje plany na przyszłość. Doskonale wie, co chce robić i jest zdeterminowany, by swoje cele osiągnąć. Nie wziął jednak jednego pod uwagę - biologii. Pod koniec szkoły niemal całkowicie traci wzrok. Jak się okazało, cierpiał na chorobę genetyczną, której efektem było odklejenie się siatkówki i uszkodzenie nerwu wzrokowego. Sali jednak postanowił nie zmieniać swoich marzeń i priorytetów. Z niezwykłą, graniczącą wręcz z szaleństwem, determinacją walczył o swoje, przez długi czas skutecznie udając przed światem osobę widzącą.
Ta historia wydarzyła się naprawdę. Ale szczerze mówiąc, chyba lepiej by mi się oglądało ten film, gdybym nie został o tym fakcie powiadomiony na początku. Bo choć "Randa w ciemno z życiem" jest bardzo sympatyczną opowieścią, a Kostja Ullmann jest czarującym odtwórcą głównej roli, to jednak twórcom nie udało się (tak, jak to było w przypadku "Niezwykłej podróży fakira" czy francuskich "Nietykalnych") uśpić tkwiącego we mnie cynika. Nie do końca potrafiłem kupić wizję świata, w której praktycznie nie ma drani i samolubów. Saliya w filmie co chwilę trafia na przyjazne dusze, które gotowe są na wiele, byle tylko mu pomóc. Jedyna osoba, o której można naprawdę powiedzieć, że jest draniem, to ojciec bohatera, ale tylko dlatego, że po prostu znika z opowieści. Cała reszta koniec końców staje na głowie, byle tylko Saliemu pomóc. A mroczny epizod, kiedy chłopaka przygniotła rzeczywistości i ciężar przyjętej odpowiedzialności, został sprowadzony do krótkiej scenki montażowej.
To emocjonalne niezrównoważenie filmu było dla mnie bardzo sporą wadą. Jednak mimo to rzecz obejrzałem z przyjemnością i będę ją miło wspominał.
Ocena: 6
Ta historia wydarzyła się naprawdę. Ale szczerze mówiąc, chyba lepiej by mi się oglądało ten film, gdybym nie został o tym fakcie powiadomiony na początku. Bo choć "Randa w ciemno z życiem" jest bardzo sympatyczną opowieścią, a Kostja Ullmann jest czarującym odtwórcą głównej roli, to jednak twórcom nie udało się (tak, jak to było w przypadku "Niezwykłej podróży fakira" czy francuskich "Nietykalnych") uśpić tkwiącego we mnie cynika. Nie do końca potrafiłem kupić wizję świata, w której praktycznie nie ma drani i samolubów. Saliya w filmie co chwilę trafia na przyjazne dusze, które gotowe są na wiele, byle tylko mu pomóc. Jedyna osoba, o której można naprawdę powiedzieć, że jest draniem, to ojciec bohatera, ale tylko dlatego, że po prostu znika z opowieści. Cała reszta koniec końców staje na głowie, byle tylko Saliemu pomóc. A mroczny epizod, kiedy chłopaka przygniotła rzeczywistości i ciężar przyjętej odpowiedzialności, został sprowadzony do krótkiej scenki montażowej.
To emocjonalne niezrównoważenie filmu było dla mnie bardzo sporą wadą. Jednak mimo to rzecz obejrzałem z przyjemnością i będę ją miło wspominał.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz