The Favourite (2018)
Yorgos Lanthimos znów udowodnił, że nie ważny jest gatunek filmowy, on potrafi się odnaleźć w każdym z nich i opowiedzieć tę samą historię i to w taki sposób, by wydawała się świeża i niepowtarzalna. Tym razem wybrał dramat kostiumowy opowiadający wycinek z życia brytyjskiej królowej Anny.
Jej dwór okazuje się środowiskiem idealnym do hodowania obsesji i dramatów, które grecki reżyser prezentował w poprzednich filmach. W "Faworycie" natura ludzka pozbawiona jest piękna, cudowności. To psychiczny, brud, smród i mentalne ubóstwo. A jednak Lanthimos nie idzie łatwą drogą i nie demonizuje swoich postaci. Odrzuca proste kategoryzowanie, kreowanie osób o jednoznacznych charakterach. I to właśnie zdumiewa mnie najbardziej - łatwość, z jaką przychodzi mu tworzenie postaci tak skomplikowany, że niemożliwych do prostego opisania. Trzy główne bohaterki to osoby fascynujące, intrygujące, wieloaspektowe.
Ot choćby Anna. Jestem przekonany, że większość reżyserów poszłoby drogą efekciarskiej groteski, zmieniając monarchinię w ekstrawaganckie widowisko głupoty, emocjonalnej niedojrzałości i błazeńskiego rozkapryszenia. U Lanthimosa jednak Anna okazuje się postacią głęboko tragiczną, naznaczoną bólem, przytłoczoną odpowiedzialnością, zniewoloną konwenansami.
Albo Lady Marlborough. Jakże łatwo byłoby ją sprowadzić do makiawelicznej karierowiczki, która wykorzystała słabość monarchini, by zdobyć faktyczną władzę nad królestwem, a przez to i nad mężczyznami. Władzę, którą upaja się i z której korzysta w sposób bezwzględny i frywolny. A jednak i ją Lanthimos potrafi pokazać inaczej. Jej uczucie do Anny nie jest politycznym wyrachowaniem. Podobnie jej relacja z mężem. Ktoś, kto chciałby ją łatwo zaszufladkować, nabawiłby się tylko bólu głowy.
Najbardziej niepozornie wypada trzecia z głównych bohaterek, Abigail. A to dlatego, że w tym przypadku Lanthimos niczego nie musiał dodawać, modyfikować. Ta postać jest z samej swej definicji tragicznym paradoksem. To kobieta o otwartej naturze i dobrym sercu, która jednak dla przetrwania zdobywa się na czyny bezwzględne i wyrachowane. Ponieważ jest inteligentna, wie, jak wykorzystać sytuację na swoją korzyść. Brak jej jest jednak mechanizmów obronnych, które uchroniłyby ją przed świadomością ciężaru grzechów i deprawacji, jakim uległa dla doraźnych i pragmatycznych celów.
Jednak bohaterki filmu Lanthimosa byłyby niczym, gdyby nie aktorki, które potrafiłyby urzeczywistnić wizję reżysera. I jak we wcześniejszych filmach, tak i tym razem obsada wypada pierwszorzędnie. Nieruchoma twarz Colman w scenie, w której obserwuje taniec dworzan, przekazuje taką masę informacji, emocji, że jest to wręcz niewiarygodne. Weisz i Stone doskonale się kontrapunktują nadając narracji tak potrzebną żywotność.
Na grę aktorską nakłada się przemyślana oprawa: świetne zdjęcia, muzyka, kostiumy. Wszystko to zmienia "Faworytę" w doświadczenie holistyczne.
Ocena: 9
Jej dwór okazuje się środowiskiem idealnym do hodowania obsesji i dramatów, które grecki reżyser prezentował w poprzednich filmach. W "Faworycie" natura ludzka pozbawiona jest piękna, cudowności. To psychiczny, brud, smród i mentalne ubóstwo. A jednak Lanthimos nie idzie łatwą drogą i nie demonizuje swoich postaci. Odrzuca proste kategoryzowanie, kreowanie osób o jednoznacznych charakterach. I to właśnie zdumiewa mnie najbardziej - łatwość, z jaką przychodzi mu tworzenie postaci tak skomplikowany, że niemożliwych do prostego opisania. Trzy główne bohaterki to osoby fascynujące, intrygujące, wieloaspektowe.
Ot choćby Anna. Jestem przekonany, że większość reżyserów poszłoby drogą efekciarskiej groteski, zmieniając monarchinię w ekstrawaganckie widowisko głupoty, emocjonalnej niedojrzałości i błazeńskiego rozkapryszenia. U Lanthimosa jednak Anna okazuje się postacią głęboko tragiczną, naznaczoną bólem, przytłoczoną odpowiedzialnością, zniewoloną konwenansami.
Albo Lady Marlborough. Jakże łatwo byłoby ją sprowadzić do makiawelicznej karierowiczki, która wykorzystała słabość monarchini, by zdobyć faktyczną władzę nad królestwem, a przez to i nad mężczyznami. Władzę, którą upaja się i z której korzysta w sposób bezwzględny i frywolny. A jednak i ją Lanthimos potrafi pokazać inaczej. Jej uczucie do Anny nie jest politycznym wyrachowaniem. Podobnie jej relacja z mężem. Ktoś, kto chciałby ją łatwo zaszufladkować, nabawiłby się tylko bólu głowy.
Najbardziej niepozornie wypada trzecia z głównych bohaterek, Abigail. A to dlatego, że w tym przypadku Lanthimos niczego nie musiał dodawać, modyfikować. Ta postać jest z samej swej definicji tragicznym paradoksem. To kobieta o otwartej naturze i dobrym sercu, która jednak dla przetrwania zdobywa się na czyny bezwzględne i wyrachowane. Ponieważ jest inteligentna, wie, jak wykorzystać sytuację na swoją korzyść. Brak jej jest jednak mechanizmów obronnych, które uchroniłyby ją przed świadomością ciężaru grzechów i deprawacji, jakim uległa dla doraźnych i pragmatycznych celów.
Jednak bohaterki filmu Lanthimosa byłyby niczym, gdyby nie aktorki, które potrafiłyby urzeczywistnić wizję reżysera. I jak we wcześniejszych filmach, tak i tym razem obsada wypada pierwszorzędnie. Nieruchoma twarz Colman w scenie, w której obserwuje taniec dworzan, przekazuje taką masę informacji, emocji, że jest to wręcz niewiarygodne. Weisz i Stone doskonale się kontrapunktują nadając narracji tak potrzebną żywotność.
Na grę aktorską nakłada się przemyślana oprawa: świetne zdjęcia, muzyka, kostiumy. Wszystko to zmienia "Faworytę" w doświadczenie holistyczne.
Ocena: 9
Komentarze
Prześlij komentarz