未来のミライ (2018)
Kun przez pięć lat swego życia był jedynakiem. Miał mamę, tatę i psa. Był pępkiem świata. Ale wtedy pojawiła się ona. Mirai. Jego młodsza siostra. Ponieważ jest mała i wymaga ciągłej opieki, Kun nie jest już w centrum uwagi. Chłopiec ciężko to znosi. Bo choć w gruncie rzeczy jest dobrym dzieckiem, to jednak ma tylko pięć lat. W tym wieku wciąż chce się być oczkiem w głowie, pragnie się zawłaszczać uwagę rodziców. Pozbawiony tego czuje się odrzucony, niepotrzebny, zły lub też uznaje, że to jego mama i tata zmienili się we wrogie mu istoty. Postawiony w tej trudnej sytuacji Kun przez wiele miesięcy będzie walczył o zdefiniowanie świata i swojego w nim miejsca na nowo.
"Mirai" powinien być pokazywany na lekcjach religii. Bo choć tak naprawdę nie odnosi się do wiary, to jest wielką pochwałą rodziny i rodzicielstwa. To kino niezwykle mądre, wzruszające, proste i jednocześnie bardzo trafne w swoich obserwacjach. Pokazuje problemy związane z pojawieniem się w domu nowego dziecka zarówno z perspektywy dziecięcej jak i rodziców. Konieczność zmiany dotychczasowych nawyków, zmęczenie, zwalanie się jednocześnie całej masy problemów, co wymaga podejmowania błyskawicznych decyzji, na czym skupić uwagę, a co można zignorować. Lęki, niepewność, zmęczenie. A także miłość, radość i duma. Wszystko to zostało oddane w filmie z niespotykanym wyczuciem. Oglądając "Mirai" miałem wrażenie, że spoglądam na całe ludzkie życie i to nie w wersji uproszczonej, lecz w całej krasie jego wieloznaczności.
Bo w swej animacji Mamoru Hosoda nie ogranicza się tylko do pokazania sytuacji pojawienia się nowego dziecka, lecz dodaje kontekst wielopokoleniowej historii. "Mirai" pokazuje, że człowiek nie jest po prostu pulą genów. O jego kształcie decydują doświadczenia rodziców, dziadków, pradziadków. Wydarzenia zapomniane, przekłamane, zmienione w legendy opowiadane na spotkaniach rodzinnych mimo to formują nas w sposób, którego nie dostrzegamy. Możemy nawet nie zdawać sobie sprawy z tego, jak wiele zachowań przenoszonych jest z pokolenia na pokolenie.
Piękna animacja pełna jest cudownych, wzruszających, zabawnych scen. Ten film kradnie serce. A jednocześnie wpływa i na rozum, ponieważ zachęca do głębszej refleksji na temat sensu naszego istnienia. To kino afirmacyjne, które pokazuje rodzinę jako bezcenny skarb, nawet jeśli zdarzają się (i to często) momenty, kiedy czujemy złość, zmęczenie, zniechęceni.
W sumie jest to rzecz bliska ideału, ale jednak do niego trochę "Mirai" brakuje. Przede wszystkim czasami reżyser trochę przesadza. Niektóre komediowe sceny są po prostu durnowate. Jasne, że bawią, ale w porównaniu z resztą, jest to humor nieco zbyt prymitywny. Jak na mój gust reżyser nie potrzebował takich tanich chwytów, by utrzymać uwagę widzów, bo naprawdę trudno jest się od filmu oderwać.
Ocena: 9
"Mirai" powinien być pokazywany na lekcjach religii. Bo choć tak naprawdę nie odnosi się do wiary, to jest wielką pochwałą rodziny i rodzicielstwa. To kino niezwykle mądre, wzruszające, proste i jednocześnie bardzo trafne w swoich obserwacjach. Pokazuje problemy związane z pojawieniem się w domu nowego dziecka zarówno z perspektywy dziecięcej jak i rodziców. Konieczność zmiany dotychczasowych nawyków, zmęczenie, zwalanie się jednocześnie całej masy problemów, co wymaga podejmowania błyskawicznych decyzji, na czym skupić uwagę, a co można zignorować. Lęki, niepewność, zmęczenie. A także miłość, radość i duma. Wszystko to zostało oddane w filmie z niespotykanym wyczuciem. Oglądając "Mirai" miałem wrażenie, że spoglądam na całe ludzkie życie i to nie w wersji uproszczonej, lecz w całej krasie jego wieloznaczności.
Bo w swej animacji Mamoru Hosoda nie ogranicza się tylko do pokazania sytuacji pojawienia się nowego dziecka, lecz dodaje kontekst wielopokoleniowej historii. "Mirai" pokazuje, że człowiek nie jest po prostu pulą genów. O jego kształcie decydują doświadczenia rodziców, dziadków, pradziadków. Wydarzenia zapomniane, przekłamane, zmienione w legendy opowiadane na spotkaniach rodzinnych mimo to formują nas w sposób, którego nie dostrzegamy. Możemy nawet nie zdawać sobie sprawy z tego, jak wiele zachowań przenoszonych jest z pokolenia na pokolenie.
Piękna animacja pełna jest cudownych, wzruszających, zabawnych scen. Ten film kradnie serce. A jednocześnie wpływa i na rozum, ponieważ zachęca do głębszej refleksji na temat sensu naszego istnienia. To kino afirmacyjne, które pokazuje rodzinę jako bezcenny skarb, nawet jeśli zdarzają się (i to często) momenty, kiedy czujemy złość, zmęczenie, zniechęceni.
W sumie jest to rzecz bliska ideału, ale jednak do niego trochę "Mirai" brakuje. Przede wszystkim czasami reżyser trochę przesadza. Niektóre komediowe sceny są po prostu durnowate. Jasne, że bawią, ale w porównaniu z resztą, jest to humor nieco zbyt prymitywny. Jak na mój gust reżyser nie potrzebował takich tanich chwytów, by utrzymać uwagę widzów, bo naprawdę trudno jest się od filmu oderwać.
Ocena: 9
Komentarze
Prześlij komentarz