GODZILLA 星を喰う者 (2018)
Bardzo satysfakcjonujące zamknięcie trylogii. I znów, na poziomie akcji film niczym szczególnym się nie wyróżnia. Powiedziałbym wręcz, że walka Godzilli z Ghidorą jest wielkim rozczarowaniem. Znów daje bowiem o sobie nieodpowiedniość animacji, przez którą pojedynek jest bardzo statyczny, mało widowiskowy, a zatem po prostu nudny.
Za to dywagacje, które zapoczątkowano w "Mieście na krawędzi bitwy", tu zostały rozwinięte i to na nich twórcy się skupili. Bardzo spodobał mi się pomysł, by Ghidorę połączyć z koncepcją defetyzmu, a walce o uratowanie świata nadać formę duchowego dżihadu. Jak poradzić sobie ze świadomością cierpienia, z istnieniem zniszczenia na masową skalę? Czy należy walczyć z entropią? A może lepszym sposobem jest akceptacja nieuchronności zniszczenia? Moralne rozterki głównego bohatera zostały całkiem nieźle zilustrowane. Choć wątek jego emocjonalnego przywiązania do Metphiesa można mimo wszystko było jeszcze bardziej podkręcić. W końcu jest to osoba, która w dużym stopniu ukształtowała charakter Haruo, więc lojalność bohatera jest jak najbardziej zrozumiała. Jak również tragizm świadomości, że Metphies nie czynił tego wyłącznie z dobroci serca.
Finał trylogii nie jest może najlepszym przykładem tego, jak ezoteryka i tematy egzystencjalne są poruszane w japońskich animacjach, ale na tle pozostałych dwóch części jest to zdecydowanie najbardziej konsekwentnie zbudowana opowieść. Było to na tyle zajmujące, że miejscami nawet koszmarna muzyka nie przeszkadzała mi aż tak bardzo. Co zakrawa niemalże na cud.
Ocena: 7
Za to dywagacje, które zapoczątkowano w "Mieście na krawędzi bitwy", tu zostały rozwinięte i to na nich twórcy się skupili. Bardzo spodobał mi się pomysł, by Ghidorę połączyć z koncepcją defetyzmu, a walce o uratowanie świata nadać formę duchowego dżihadu. Jak poradzić sobie ze świadomością cierpienia, z istnieniem zniszczenia na masową skalę? Czy należy walczyć z entropią? A może lepszym sposobem jest akceptacja nieuchronności zniszczenia? Moralne rozterki głównego bohatera zostały całkiem nieźle zilustrowane. Choć wątek jego emocjonalnego przywiązania do Metphiesa można mimo wszystko było jeszcze bardziej podkręcić. W końcu jest to osoba, która w dużym stopniu ukształtowała charakter Haruo, więc lojalność bohatera jest jak najbardziej zrozumiała. Jak również tragizm świadomości, że Metphies nie czynił tego wyłącznie z dobroci serca.
Finał trylogii nie jest może najlepszym przykładem tego, jak ezoteryka i tematy egzystencjalne są poruszane w japońskich animacjach, ale na tle pozostałych dwóch części jest to zdecydowanie najbardziej konsekwentnie zbudowana opowieść. Było to na tyle zajmujące, że miejscami nawet koszmarna muzyka nie przeszkadzała mi aż tak bardzo. Co zakrawa niemalże na cud.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz