Arctic (2018)
SPOILER
"Arktyka" nie jest najgorszym filmem, jaki w tym roku widziałem. Jest za to filmem, który rozjuszył mnie najbardziej. Może dlatego, że początek miał obiecujący. Jednak z każdą minutą seansu mój entuzjazm wobec niego malał.
Pierwsze sceny są znakomite i obiecują interesującą slow-survivalową opowieść. Oto widzimy samotnego mężczyznę próbującego przetrwać w mroźnych pustkowiach za północnym kołem podbiegunowym. Mieszka we wraku rozbitego samolotu. Zna sztukę przetrwania, więc potrafi zdobyć pożywienie. Opracował codzienną rutynę, w której jest miejsce i na zabezpieczanie doraźnych potrzeb i na dbanie o to, by nie przegapić przelatujących nad nim potencjalnych ratowników.
Dla mnie cały film mógłby być tylko o tym - o rutynie i o tym, jak w takich warunkach nie stracić nadziei. Niestety twórcy najwyraźniej uznali, że byłaby to opowieść zbyt nudna, więc w ekspresowym tempie zaczęli dokładać bodźców. Pierwszym punktem kryzysowym jest pojawienie się helikoptera, który podczas próby lądowania w trudnych warunkach pogodowych rozbił się. Już ta scena wypadła średnio przekonująco, ale przymknąłem na to oko. Wydawało mi się wtedy, że jest to po prostu drobny błąd, który mogę od biedy zaakceptować. Byłem niestety w błędzie, o czym przekonałem się już po paru kolejnych minutach.
Katastrofę helikoptera przeżyła kobieta. Jest jednak bardzo poważnie ranna. Bohater postanawia ją zabrać do siebie i uratować. Kobieta musiała być nosicielem szczególnie niebezpiecznego szczepu prionów, bo od chwili jej spotkania bohater zaczyna się zachowywać zupełnie bez sensu. Gdzieś znika ten survivalowy spec, który przez wiele tygodni potrafił przetrwać w niezwykle trudnych warunkach. Zastępuje go w gorącej wodzie kąpany żółtodziób, który podejmuje najgorsze z możliwych decyzji.
Nie mogłem uwierzyć, kiedy bohater postanowił opuścić bezpieczną przystań i ruszyć - wraz z półprzytomną kobietą! - do znajdującej się stosunkowo niedaleko bazy polarnej. Dlaczego nie poczekał aż kobieta nabierze sił? A jeśli nie wierzył, że to się stanie, to dlaczego nie poczekał na jej śmierć? Przecież musiał sobie zdawać sprawę z tego, że warunki będą trudne i szanse na to, że kobieta przetrwa drogę są minimalne, a i jego szanse przez to dramatycznie spadają. To można było jeszcze jakoś uzasadnić, gdyby twórcy parę minut poświęcili na pokazanie, jak zawiązuje się więź między tą dwójką. Nawet jeśli w dużej mierze jest to więź istniejąca wyłącznie w głowie bohatera, ze względu na jej małą komunikatywność.
Wszelkie nadzieje straciłem w sekwencji z naturalną barierą zagradzającą najkrótszą i najpewniejszą drogę do bazy. Rozwiązanie siłowe, które zastosował bohater (i na którym - oczywiście! - poległ), w ogóle nie pasowało do osoby, którą twórcy przedstawili na początku filmu. Tamten mężczyzna stosował spryt, był cierpliwy i potrafił tworzyć plany. To, z jaką łatwością zapomniano o tym, było dla mnie grzechem niemożliwym do wybaczenia. Tym bardziej, że zdawałem sobie sprawę z powodów, dla których bohater musiał w tej sekwencji zostać pokonany. Gdyby tak się nie stało, to uniknięto by całej masy bardzo filmowych, ale jednocześnie irytująco schematycznych scen (atak niedźwiedzia, utrata nadziei przez bohatera, jego groźnie wyglądający wypadek). A to właśnie na nich w dużej mierze "Arktyka" się opiera.
Ale nawet wtedy nie byłem gotowy, na to, co wydarzyło się pod koniec. Scena, kiedy - przy dźwiękach podniosłej muzyki - bohater zauważa lądujący helikopter i próbuje zwrócić uwagę pilota i pasażera... bezskutecznie, jak mu się zdaje, jest orgią pozbawionego smaku patosu. Twórcy nie mają w ogóle wstydu i tę scenę ciągną i ciągną, dobudowując o kolejne detale, delektując się każdą sekundą rozbudzonej a potem umierającej nadziei. I tuż przed napisami końcowymi, kiedy bohater ostatecznie się poddaje, okazuje się, że helikopter ląduje obok. Rzadko kiedy zbiera mi się na mdłości w kinie, ale tego było już dla mnie naprawdę za dużo. Dawno nie widziałem rzeczy tak strasznie złej, jak końcówka "Arktyki". I mam nadzieję, że dużo czasu minie, zanim znów będę miał nieprzyjemność doświadczać czegoś podobnego.
Ocena: 1
"Arktyka" nie jest najgorszym filmem, jaki w tym roku widziałem. Jest za to filmem, który rozjuszył mnie najbardziej. Może dlatego, że początek miał obiecujący. Jednak z każdą minutą seansu mój entuzjazm wobec niego malał.
Pierwsze sceny są znakomite i obiecują interesującą slow-survivalową opowieść. Oto widzimy samotnego mężczyznę próbującego przetrwać w mroźnych pustkowiach za północnym kołem podbiegunowym. Mieszka we wraku rozbitego samolotu. Zna sztukę przetrwania, więc potrafi zdobyć pożywienie. Opracował codzienną rutynę, w której jest miejsce i na zabezpieczanie doraźnych potrzeb i na dbanie o to, by nie przegapić przelatujących nad nim potencjalnych ratowników.
Dla mnie cały film mógłby być tylko o tym - o rutynie i o tym, jak w takich warunkach nie stracić nadziei. Niestety twórcy najwyraźniej uznali, że byłaby to opowieść zbyt nudna, więc w ekspresowym tempie zaczęli dokładać bodźców. Pierwszym punktem kryzysowym jest pojawienie się helikoptera, który podczas próby lądowania w trudnych warunkach pogodowych rozbił się. Już ta scena wypadła średnio przekonująco, ale przymknąłem na to oko. Wydawało mi się wtedy, że jest to po prostu drobny błąd, który mogę od biedy zaakceptować. Byłem niestety w błędzie, o czym przekonałem się już po paru kolejnych minutach.
Katastrofę helikoptera przeżyła kobieta. Jest jednak bardzo poważnie ranna. Bohater postanawia ją zabrać do siebie i uratować. Kobieta musiała być nosicielem szczególnie niebezpiecznego szczepu prionów, bo od chwili jej spotkania bohater zaczyna się zachowywać zupełnie bez sensu. Gdzieś znika ten survivalowy spec, który przez wiele tygodni potrafił przetrwać w niezwykle trudnych warunkach. Zastępuje go w gorącej wodzie kąpany żółtodziób, który podejmuje najgorsze z możliwych decyzji.
Nie mogłem uwierzyć, kiedy bohater postanowił opuścić bezpieczną przystań i ruszyć - wraz z półprzytomną kobietą! - do znajdującej się stosunkowo niedaleko bazy polarnej. Dlaczego nie poczekał aż kobieta nabierze sił? A jeśli nie wierzył, że to się stanie, to dlaczego nie poczekał na jej śmierć? Przecież musiał sobie zdawać sprawę z tego, że warunki będą trudne i szanse na to, że kobieta przetrwa drogę są minimalne, a i jego szanse przez to dramatycznie spadają. To można było jeszcze jakoś uzasadnić, gdyby twórcy parę minut poświęcili na pokazanie, jak zawiązuje się więź między tą dwójką. Nawet jeśli w dużej mierze jest to więź istniejąca wyłącznie w głowie bohatera, ze względu na jej małą komunikatywność.
Wszelkie nadzieje straciłem w sekwencji z naturalną barierą zagradzającą najkrótszą i najpewniejszą drogę do bazy. Rozwiązanie siłowe, które zastosował bohater (i na którym - oczywiście! - poległ), w ogóle nie pasowało do osoby, którą twórcy przedstawili na początku filmu. Tamten mężczyzna stosował spryt, był cierpliwy i potrafił tworzyć plany. To, z jaką łatwością zapomniano o tym, było dla mnie grzechem niemożliwym do wybaczenia. Tym bardziej, że zdawałem sobie sprawę z powodów, dla których bohater musiał w tej sekwencji zostać pokonany. Gdyby tak się nie stało, to uniknięto by całej masy bardzo filmowych, ale jednocześnie irytująco schematycznych scen (atak niedźwiedzia, utrata nadziei przez bohatera, jego groźnie wyglądający wypadek). A to właśnie na nich w dużej mierze "Arktyka" się opiera.
Ale nawet wtedy nie byłem gotowy, na to, co wydarzyło się pod koniec. Scena, kiedy - przy dźwiękach podniosłej muzyki - bohater zauważa lądujący helikopter i próbuje zwrócić uwagę pilota i pasażera... bezskutecznie, jak mu się zdaje, jest orgią pozbawionego smaku patosu. Twórcy nie mają w ogóle wstydu i tę scenę ciągną i ciągną, dobudowując o kolejne detale, delektując się każdą sekundą rozbudzonej a potem umierającej nadziei. I tuż przed napisami końcowymi, kiedy bohater ostatecznie się poddaje, okazuje się, że helikopter ląduje obok. Rzadko kiedy zbiera mi się na mdłości w kinie, ale tego było już dla mnie naprawdę za dużo. Dawno nie widziałem rzeczy tak strasznie złej, jak końcówka "Arktyki". I mam nadzieję, że dużo czasu minie, zanim znów będę miał nieprzyjemność doświadczać czegoś podobnego.
Ocena: 1
Komentarze
Prześlij komentarz