The Pretend One (2017)
Charlie jest córką australijskiego farmera zajmującego się uprawą bawełny. Matka zmarła, kiedy Charlie była jeszcze małą dziewczynką. Mieszka więc sama z ojcem. No, prawie sama. W dzieciństwie poznała Hugo, swojego wymyślonego przyjaciela. I choć Charlie ma już 26 lat, Hugo wciąż jej towarzyszy. Dorósł razem z nią, ale zachowuje się wciąż dziecinnie. A w każdym razie tak go postrzega dziewczyna. Wszystko zmieni się, kiedy do miasta przybędzie sympatyczny producent programu typu reality w poszukiwaniu odpowiednich bohaterów do nowego show o samotnych farmerach. Między nim a Charlie wywiązuje się więź. Hugo boi się, że zniknie, ale czuje też zazdrość, bo w rzeczywistości jest w dziewczynie zakochany...
"Zmyślony" ma bardzo schematyczną fabułę. Dziewczyna i dwóch mężczyzn, z których każdy wydaje się być na swój sposób cudowny, ale tylko z jednym z nich może być szczęśliwa. Zmiana w stosunku do typowej wersji tej opowieści polega właśnie na tym, że jeden z admiratorów jest niematerialny. Ta schematyczność, choć w sumie powinna, to jednak wcale mi nie przeszkadza. W tego rodzaju opowieściach liczą się dla mnie bohaterowie i to, czy wierzę w łączące ich uczucia. A w przypadku "Zmyślonego" ten warunek jak najbardziej został spełniony. Hugo jest czarującym facetem, a jego egzystencjalny lęk i miłość do Charlie zostały świetnie odegrane przez Michaela Whalleya. Guy też ma swoje zalety i w wykonaniu Benedicta Walla jest naprawdę sympatycznym gościem. Każdy z nich świetnie odnajduje się u boku granej przez Geraldine Hakewill Charlie. Klimat uzupełniają zdjęcia i muzyka tworząc bardzo urokliwą baśń, która po prostu musiała mi się spodobać.
Czy żałuję, że reżyser nie pogłębił problemu traumy i tego, jak wyobraźnia i zachowania oceniane z boku jako patologiczne stanowią część procesu radzenia sobie z bólem? Czy chciałbym, żeby więcej miejsca poświęcono sportretowaniu środowiska, w jakim dorastała Charlie i wątku samotnych kawalerów i reality show? Jasne, że tak. W "Zmyślonym" tkwił potencjał na dużo więcej, niż to, co koniec końców dostałem. Nie zmienia to jednak faktu, że w tej wersji film po prostu podbił moje serce. Charlie, Hugo i Guya nie sposób nie kochać.
Ocena: 7
"Zmyślony" ma bardzo schematyczną fabułę. Dziewczyna i dwóch mężczyzn, z których każdy wydaje się być na swój sposób cudowny, ale tylko z jednym z nich może być szczęśliwa. Zmiana w stosunku do typowej wersji tej opowieści polega właśnie na tym, że jeden z admiratorów jest niematerialny. Ta schematyczność, choć w sumie powinna, to jednak wcale mi nie przeszkadza. W tego rodzaju opowieściach liczą się dla mnie bohaterowie i to, czy wierzę w łączące ich uczucia. A w przypadku "Zmyślonego" ten warunek jak najbardziej został spełniony. Hugo jest czarującym facetem, a jego egzystencjalny lęk i miłość do Charlie zostały świetnie odegrane przez Michaela Whalleya. Guy też ma swoje zalety i w wykonaniu Benedicta Walla jest naprawdę sympatycznym gościem. Każdy z nich świetnie odnajduje się u boku granej przez Geraldine Hakewill Charlie. Klimat uzupełniają zdjęcia i muzyka tworząc bardzo urokliwą baśń, która po prostu musiała mi się spodobać.
Czy żałuję, że reżyser nie pogłębił problemu traumy i tego, jak wyobraźnia i zachowania oceniane z boku jako patologiczne stanowią część procesu radzenia sobie z bólem? Czy chciałbym, żeby więcej miejsca poświęcono sportretowaniu środowiska, w jakim dorastała Charlie i wątku samotnych kawalerów i reality show? Jasne, że tak. W "Zmyślonym" tkwił potencjał na dużo więcej, niż to, co koniec końców dostałem. Nie zmienia to jednak faktu, że w tej wersji film po prostu podbił moje serce. Charlie, Hugo i Guya nie sposób nie kochać.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz