Welcome to Marwen (2018)

Wyobraźnia jako sposób na radzenie sobie z trudnymi, traumatycznymi wydarzeniami, to zdecydowanie jeden z moich ulubionych tematów filmowych. I mam to szczęście, że większość filmów tego typu okazuje się być przynajmniej solidna, jeśli nie bardzo dobra. Od każdej zasady są jednak wyjątki. I "Witajcie w Marwen" jest jednym z nich.



Mark Hogancamp, bohater filmu, jest ofiarą zbrodni nienawiści. Został brutalnie pobity i pozostawiony na śmierć przez piątkę pijanych, agresywnych mężczyzn. Jego obrażenia były tak duże, że ból towarzyszy mu jeszcze trzy lata później, ledwo może się popisać i stracił wszystkie wspomnienia sprzed pobicia. Nie jest w stanie "normalnie" funkcjonować. Ucieka więc w świat wyobraźni, do zbudowanego przez siebie miasteczka zaludnionego przez lalki odgrywające postacie z czasu II wojny światowej. Wszystkie tworzone przez niego historie mają kilka wspólnych elementów: przemoc, seksualizację kobiet przy jednoczesnym prezentowani ich jako silne i radzące sobie z każdym zagrożeniem. W ten sposób Mark może być sobą, może oswajać się z grozą przeżyć, które ledwie pamięta.

Wszystko byłoby wspaniale, gdyby za kamerą stanął ktoś inny, a nie Zemeckis. Zamiast wspaniałej magicznej willi lub chociażby bajecznie kolorowego domku dla lalek, reżyser zaoferował budę dla psa. Zemeckis nie ma najmniejszego pomysłu na to, jak wykorzystać wyobraźnię bohatera i jak pokazać znaczenie tego co niekonwencjonalne w procesie wychodzenia z traumy. Dla niego to, co u Benha Zeitlina czy Terry'ego Gilliama byłoby jądrem opowieści, jest wyłącznie pretekstem, by znów sięgnąć po motion capture i pobawić się w kreowanie nieistniejących światów. Dramat bohatera zostaje odstawiony na boczny tor, a ożywione twory jego wyobraźni stają się jedyną rzeczą godną uwagi reżysera. W ten sposób jednak Zemeckis wcale nie ożywia wyimaginowanych światów. Jego twory nie mają dla fabuły większego znaczenia. Pół filmu to puste gesty i trywializacja bolesnych przeżyć bohatera. Relacje między Markiem a innymi postaciami filmu (niezależnie od tego czy wyobrażonymi czy prawdziwymi) są powierzchowne.

Czasami reżyser próbuje niby sugerować jakąś głębszą treść (jak choćby w scenie wyraźnie pokazującej, że sąsiadka bohatera też naznaczona jest traumą). Szybko jednak z tego rezygnuje pozostawiając wiele relacji niedopowiedzianymi. Lenistwo Zemeckisa jeszcze dekadę temu szokowałoby mnie. Teraz jest to już jednak rzecz, której się po nim spodziewam. Z coraz większym trudem przychodzi mi przypomnienie sobie czasów, kiedy nazwisko reżysera było dla mnie gwarantem fajnej zabawy.

A historia Marka (oparta na faktach!) naprawdę zasługiwała na dużo więcej.

Ocena: 4

Komentarze

Chętnie czytane

Daddy's Home 2 (2017)

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)

Tonight I Strike (2013)