Avengers: Endgame (2019)

SPOILERY

Szczerze mówić wolałbym, żeby to "Wojna bez granic" była finałem dotychczasowego cyklu Marvela. Bo choć miała swoje wady, to mimo wszystko jest o wiele ciekawszym filmem od tego, co tym razem zaoferowali  bracia Russo. "Koniec gry" równa raczej do najgorszych wzorców MCU, z którymi do tej pory ci akurat reżyserzy nie mieli zbyt wiele do czynienia.



Zaskoczyło mnie chociażby to, jak małe wrażenie robiły na mnie sceny, które powstały w zasadzie wyłącznie po to, by wzbudzać emocje wśród fanów cyklu. Gdy bohaterowie robili coś zaskakującego albo coś, czego się spodziewałem, ale mimo wszystko było to wydarzeniem, to zamiast reakcji typu "wow" ja miałem coś w rodzaju "ok, więc tak to rozwiązali, co następne?".

Nie do końca przekonał mnie też pomysł, by podsumowanie wszystkiego, co dotąd miało miejsce w MCU tak bardzo bazowało na nostalgii. Kinowa nostalgia sprawdza się najlepiej w sytuacji, kiedy odświeża coś, co było niby zapomniane, ale widz za tym tęsknił. Ja za Marvelem nie tęsknię, bo też trudno o to, kiedy rocznie do kin wchodzą dwa, trzy filmy sygnowane logiem tego studia. Nie czułem więc nostalgii, a co za tym idzie, pozostałem obojętny na 1/3 materiału przygotowanego przez braci Russo.

Jednak najbardziej przeraził mnie skrajny makiawelizm przesłania filmu i mistrzowskie odwracanie kota ogonem. Goebbels byłby dumny z braci Russo, ponieważ "Avengers: Koniec gry" wyraźnie pokazuje, że nie ma nic złego w ludobójstwie na globalną skalę... pod warunkiem, że to my go dokonujemy na naszych wrogach, a nie wróg na nas i naszych bliskich. Kiedy więc dochodzi do ostatecznego rozwiązania kwestii Thanosa, twórcy wyraźnie pokazują to jako coś pozytywnego. Więcej! Coś szlachetnego, bo okupionego poświęceniem życia przez jedną z najważniejszych postaci kinowego uniwersum Marvela. I nagle czyn Thanosa przestaje być zły, staje się czynem bohaterskim. Jeśli tego uczy się młode pokolenia ludzi, to nie wróżę spokojnej przyszłości naszej cywilizacji.

Na szczęście w najnowszej odsłonie "Avengers" było też trochę dobrych rzeczy. Spodobał mi się przede wszystkim cały wątek Thora, nawet jeśli bracia Russo poszli na łatwiznę ogrywając komediowe umiejętności Chrisa Hemswortha, którym dał już wyraz w kilku innych produkcjach (w tym w "Thorze: Ragnarok"). Fajne wydało mi się również to, jak została wykorzystana postać Nebuli.

Plusów jednak nie ma aż tak dużo, bym uznał całość za coś więcej niż tylko bardzo przeciętne komiksowe widowisko o zbyt wielu wątkach, bohaterach, gadżetach.

Ocena: 5

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)