Berlin Syndrome (2017)
Zaczyna się ciekawie. Oto młoda Australijka poznaje w Berlinie atrakcyjnego Niemca. Między nimi coś zaiskrzyło. Miło spędzili czas. On powiedział jej, że jest nauczycielem, ona o tym, dlaczego zawędrowała do Berlina. A na koniec uprawiali seks. Kiedy dziewczyna następnego dnia rano budzi się, odkrywa, że facet zniknął z mieszkania, ale zamknął za sobą drzwi, więc ona nie może się z niego wydostać. Gdy przyszedł, zasłaniał się tym, że sądził, iż zostawił jej klucze. Uwierzyła mu, bo kto by nie uwierzył gościowi o wyglądzie Maxa Riemelta. Gdy jednak okazało się, że nie może opuścić mieszkania, widziała, że wpadła jak śliwka w kompot...
Po takim zarysowaniu fabuły i po tym, jak całość była filmowana, spodziewałem się interesującego thrillera psychologicznego, skupiającego się na budowani skomplikowanej i niejednoznacznej relacji między parą bohaterów. Niestety Cate Shortland (ta sama, która ma nakręcić "Czarną Wdowę") nie zrobiła nic, żeby coś się między postaciami wydarzyło. Udało jej się jednie, choć to chyba bardziej zasługa gry Riemelta, dodać kilka ciekawych aspektów do postaci oprawcy. Reszta jest jednak mocno anemiczna, słabo nakreślona lub w ogóle pozostawiona samopas. Gdy dochodzi więc do finału, nie miałem wrażenia, że obejrzałem coś satysfakcjonującego i godnego uwagi.
Ocena: 4
Po takim zarysowaniu fabuły i po tym, jak całość była filmowana, spodziewałem się interesującego thrillera psychologicznego, skupiającego się na budowani skomplikowanej i niejednoznacznej relacji między parą bohaterów. Niestety Cate Shortland (ta sama, która ma nakręcić "Czarną Wdowę") nie zrobiła nic, żeby coś się między postaciami wydarzyło. Udało jej się jednie, choć to chyba bardziej zasługa gry Riemelta, dodać kilka ciekawych aspektów do postaci oprawcy. Reszta jest jednak mocno anemiczna, słabo nakreślona lub w ogóle pozostawiona samopas. Gdy dochodzi więc do finału, nie miałem wrażenia, że obejrzałem coś satysfakcjonującego i godnego uwagi.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz