Eva (2018)

Kiedy poznajemy Bertranda, jest nikim. Dla kasy jest skłonny spełnić każdą zachciankę starego pryka. Na szczęście dla niego, ten konkretny stary pryk, który był znanym pisarzem i dramaturgiem, zmarł na jego oczach, zostawiwszy gotowy manuskrypt sztuki teatralnej. Bertrand słusznie uznał, że tekst może być dla niego przepustką do lepszego życia. Niestety nie wiedział, że sztuką nie jest ukraść cudzą własność, ale wykorzystać ją dla zbudowania fundamentów trwałego własnego sukcesu.



Kiedy widzimy Bertranda ponownie, mężczyzna zaczyna właśnie boleśnie uczyć się powyższej lekcji. Sztuka zmarłego, którą podpisał własnym nazwiskiem, przyniosła mu pieniądze i rozgłos. Problem w tym, że wzbudziła również oczekiwania. Wszyscy wokół niego zaczynają dopominać się o kolejną sztukę. Bertrand tymczasem nic własnego nie napisał. Wtedy jednak przypadkiem pojawia się ona, Eva, luksusowa prostytutka. Bertrand znów postanawia ratować się kradzieżą. Nową sztukę zamierza napisać zabierając jej historię. Nie będzie to jednak tak łatwe, jak sobie Bertrand na początku wyobrażał...

Podobno od przybytku głowa nie boli. W kinie to powiedzenie się nie sprawdza. Benoît Jacquot ewidentnie miał kilka pomysłów na fabułę "Evy" i nie mogąc się na jeden zdecydować, postanowił upchać je wszystkie. Co niestety na dobre filmowi nie wyszło. Opowieść sprawia wrażenie, jakby realizowana była partiami, pomiędzy którymi były długie odstępy czasu, a po powrocie reżyser nie pamiętał, na czym się wcześniej skupiał, więc zaczynał wszystko od początku. Wątek Bertranda uwikłanego w zależności wywołane przypisaniem sobie sztuki zmarłego pisarza z czasem ustępuje miejsca przedziwnej historii erotycznej obsesji i emocjonalnego trójkąta (czy nawet czworo-, pięciokąta). Są jednak takie miejsca, kiedy Jacquot ignoruje to, kogo ustawił w roli protagonisty i zaczyna podążać za innymi postaciami, rozbudowując ich wątki, choć nie prowadzi to do żadnej ciekawej refleksji i jedynie ucina to, co wydawało się wcześniej być myślą przewodnią filmu.

Mimo to uznaję ten film Jacquota za postęp w porównaniu do katastrofy, jaką był "Dziennik panny służącej". Tu przynajmniej kilka wątków wzbudziło moje zainteresowanie, nawet jeśli nie spinały się one w sensowną całość. Podobała mi się też rola Isabelle Huppert, która z powodzeniem ignorowała scenariuszowe mielizny.

Ocena: 4

Komentarze

Chętnie czytane

Hvítur, hvítur dagur (2019)

Daddy's Home 2 (2017)

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)