Grand froid (2017)
Francuzi postanowili pobawić się w kino typowo skandynawskie. Udowodnili jedynie tyle, że komedia samą fabułą nie stoi, że ważniejsza od niej jest werwa, z jaką historia jest opowiedziana.
Punkty wyjścia nie jest wcale taki zły. Mamy małomiasteczkowy dom pogrzebowy, który cienko przędzie, bo ludzi mało, a ci, którzy są, umierać jakoś nie chcą. Każdy z trójki pracowników firmy to postacie o dużym potencjale komediowym, będąc jednostkami wyrazistymi, z mocno różniącymi się charakterami. Kiedy w końcu trafia do ich przybytku trup, okazuje się to być początkiem całej masy problemów. I znów, każdy z nich powinien był bawić do łez.
Niestety oglądając "Wielkie zimno" miałem niewiele powodów do uśmiechu, nie wspominając już o gromkim śmiechu. Z łatwością potrafiłem zidentyfikować momenty, które miały być zabawne. Problem polega na tym, że bycie poważnym i jednocześnie rozśmieszającym innych, jest sztuką trudną, której nie opanował reżyser. Stąd też film jest ponury, nawet wtedy, gdy na ekranie króluje absurd w czystej postaci. Reżyser nie wykorzystuje talentów aktorskich, nie potrafi upichcić ciekawych scen ze starcia odmiennych charakterów. Dlatego też na widok każdej straconej okazji pojawiała mi się w głowie myśl, że to byłoby fajne, gdyby tylko wzięli się za to Szwedzi, Norwegowie lub Finowie.
Kto wie, może kiedyś w Skandynawii ktoś wpadnie na pomysł remake'u tego filmu.
Ocena: 5
Punkty wyjścia nie jest wcale taki zły. Mamy małomiasteczkowy dom pogrzebowy, który cienko przędzie, bo ludzi mało, a ci, którzy są, umierać jakoś nie chcą. Każdy z trójki pracowników firmy to postacie o dużym potencjale komediowym, będąc jednostkami wyrazistymi, z mocno różniącymi się charakterami. Kiedy w końcu trafia do ich przybytku trup, okazuje się to być początkiem całej masy problemów. I znów, każdy z nich powinien był bawić do łez.
Niestety oglądając "Wielkie zimno" miałem niewiele powodów do uśmiechu, nie wspominając już o gromkim śmiechu. Z łatwością potrafiłem zidentyfikować momenty, które miały być zabawne. Problem polega na tym, że bycie poważnym i jednocześnie rozśmieszającym innych, jest sztuką trudną, której nie opanował reżyser. Stąd też film jest ponury, nawet wtedy, gdy na ekranie króluje absurd w czystej postaci. Reżyser nie wykorzystuje talentów aktorskich, nie potrafi upichcić ciekawych scen ze starcia odmiennych charakterów. Dlatego też na widok każdej straconej okazji pojawiała mi się w głowie myśl, że to byłoby fajne, gdyby tylko wzięli się za to Szwedzi, Norwegowie lub Finowie.
Kto wie, może kiedyś w Skandynawii ktoś wpadnie na pomysł remake'u tego filmu.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz