Napszállta (2018)

Matko jedyna, ależ to mnie zabolało. A najgorsze, że ból pojawił się dopiero w trakcie filmu. Kiedy jednak zaczęło boleć, to z każdą minutą było coraz gorzej.



Zupełnie nie kupuję bohaterki i jej zachowania. To, co widziałem na ekranie, miało dla mnie sens jedynie wtedy, kiedy myślałem o tym, jako o monstrualnie obudowanej alegorii choroby Alzheimera. Írisz Leiter, główna bohaterka filmu, zachowuje się bowiem jak typowa osoba dotknięta tym zaburzeniem. Wystarczy ją na chwilę zostawić samą, a natychmiast z tępym wyrazem twarzy zacznie gdzieś łazić, oddalając się od miejsca, w którym powinna być. Nawet zamknięcie jej pokoju nie pomaga, bo i tak znajdzie sposób, by poleźć w siną dal. Z tego też powodu najczęściej pojawiającymi się kwestiami dialogowymi w filmie są: "Gdzie byłaś?" i "Zostań tu".

Jak większość osób z zaawansowanym Alzheimerem, Írisz Leiter niemal cały czas jest zdezorientowana. Nie orientuje się w tym, czego jest świadkiem. Ma też kłopoty ze zrozumieniem tego, co się do niej mówi lub też z właściwym osądem sytuacji. Uparcie więc ignoruje rzeczywistości i próbuje robić wszystko po swojemu, nawet jeśli zagraża to jej życiu, a często wbrew nakazom i prośbom innych osób z jej otoczenia.

Jest jeszcze drugi sposób patrzenia na ten film, który do mnie przemawia, choć nie ma żadnego związku z samą fabułą. Z jakiegoś powodu zachowanie bohaterki bardzo skojarzyło mi się z typowym postępowaniem białych, aroganckich kolonialistów w Afryce czy dziczy Ameryki Południowej. Írisz trafia do obcego sobie świata, ale wkracza tam jak na swoje. Nie zna lokalnych obyczajów, nie orientuje się w sytuacji, ale nie ma to dla niej znaczenia. Potrafi wejść do cudzego domu tylko dlatego, że tak chce. Mimo przerażających braków wiedzy na temat tego, co się naprawdę dzieje, co chwilę wtrąca się w rozwój sytuacji, a kiedy jej działania prowadzą do nieprzewidzianych reperkusji, chaosu i przemocy, jest tym kompletnie zaskoczona. Ba potrafi być zdziwiona sytuacjami, które od samego początku powinny jej się jawić jako niebezpieczne (sama w nocy w niebezpiecznej części miasta otoczona przez napompowanych agresją mężczyzn - czego się wtedy spodziewała?).

Ale nie tylko z postacią głównej bohaterki mam problem. Trudno było mi również przyjąć większość scen dialogowych. Przede wszystkim dlatego, że jeśli w danej scenie któraś z postaci miała do powiedzenia więcej niż dwa zdania, to zazwyczaj kończyło się to wypowiadaniem przez nią sprzecznych ze sobą sądów. Jak na przykład w rozmowach z samą Írisz, w których jedno zdanie zazwyczaj wyrażało jakąś tam formę współczucia jej lub też próbę pomocy, a dwa zdania później pojawiała się oziębłość i krytyka.

Nie przemawia również do mnie to, że żadna z postaci, z którymi rozmawia bohaterka, nie potrafi powiedzieć wprost, co myśli, co wie, co czuje. Zamiast tego jest pełno rzucanych aluzji i tekstów będących pół- lub nawet tylko ćwierćprawdami, a najczęściej są wyrazem zachowania "wiem, ale nie powiem". Gdyby tak postępowała jedna lub dwie postaci, to nie byłoby problemu, jednak w "Schyłku dnia" nie ma żadnej osoby, która mówiłaby inaczej.

Nie spodobało mi się również to, że od strony formalnej "Schyłek dnia" jest kopią "Syna Szawła". Znów reżyser postawił na bardzo bliskie kadry, na kamerę, która towarzyszy bohaterce zawieszona tuż za nią. W poprzednim filmie reżysera działało to znakomicie, zamykając widzów w klaustrofobicznym świecie wymykającym się możliwościom racjonalnego poznania. Tu jednak odniosłem wrażenie, że jest to forma dla samej formy, która nie jest żadną dodatkową wartością.

Co gorsza, wiele scen jest w "Schyłku dnia" konstruowanych według tego samego wzorca, co w "Synu Szawła": kamera skupia się na bohaterce, a na drugim planie lub nawet poza kadrem rozgrywają się dantejskie sceny. Takie postępowanie nie działa na korzyść "Schyłku dnia". Sprawia za to, że zaczynam wątpić w dobro "Syna Szawła", bowiem to, co wydawało mi się tam ciekawym, artystycznie odważnym posunięciem, teraz zdaje się być typową manierą reżyserką László Nemesa.

Jednego filmowi nie mogę odmówić: jest ładny. Piękne zdjęcia, świetne kostiumy, doskonale dobrane scenografie - wszystko to tworzy estetycznie bardzo wysmakowaną całość. Tyle tylko, że w przypadku tego filmu, to jednak nie wystarcza.

Ocena: 2

Komentarze

Chętnie czytane

One Last Thing (2018)

After Earth (2013)

The Sun Is Also a Star (2019)

Nurse 3-D (2013)

Les dues vides d'Andrés Rabadán (2008)