Pet Sematary (2019)
Jestem jedną z nielicznych osób, którym podobały się "Gwiazdy w oczach" Kevina Kolscha i Dennisa Widmyera. Jednak najbardziej polubiłem w nim tę część, która nie jest oczywistym horrorem, a jedynie flirtuje z jego formą. Kiedy reżyserowie ostatecznie wskoczyli na gatunkowe tory, to poza kilkoma efekciarskimi scenkami nie mieli zbyt wiele do zaoferowania. I niestety, jak pokazuje "Smętarz dla zwierzaków", niewiele się w ciągu ostatnich pięciu lat nauczyli.
Nowa ekranizacja Kinga w całości składa się z tego, co w "Gwiazdach w oczach" stanowiło zaledwie część, tę najgorszą rzecz jasna. Fabuła jest przeraźliwie toporna. Reżyserów zdecydowanie bardziej interesuje impulsowe, doraźne działanie na widzów, niż całościowe ogarnięcie tematu i próbę odczytania go w interesujący sposób. Film składa się więc z prymitywnych sekwencji, które są tak ordynarnymi kopiami, jakby twórcom w ogóle nie chciało się myśleć nad ciekawymi rozwiązaniami. Nie ma tu mowy o wizji całości. Jeśli nawet reżyserzy zauważają różne tropy, jakie podrzucał im King w swojej prozie (to, że Louis nie wierzy w życie po życiu, a jego żona tak; niejasne motywacje Juda, kwestia tego, na ile los Creedów był przypieczętowany już w momencie wprowadzenia się do domostwa), to nie mają jakichkolwiek skrupułów, by je zignorować.
To ostatnie zdziwiło mnie najbardziej, bo gdyby potraktowali zło w "Smętarzu dla zwierzaków" podobnie jak to zrobili w "Gwiazdach w oczach", to mogliby stworzyć ciekawą opowieść o mrocznych darach i cenie, jaką jesteśmy za nie w stanie zapłacić. Mógłbym jeszcze od biedy zrozumieć brak takiego podejścia, gdyby twórcy trzymali się kurczowo literackiego oryginału. Oni jednak nie mieli problemów z wprowadzaniem zmian w fabule. Nie potrafię więc pojąć, dlaczego pozostali ślepi na ciekawe interpretacji historii, dlaczego oryginału nie wykorzystali jedynie jako pretekst dla własnej opowieści. Niemal wszystko byłoby lepsze od tego, co Kolsch i Widmyer zaprezentowali w "Smętarzu...".
Ocena: 3
Nowa ekranizacja Kinga w całości składa się z tego, co w "Gwiazdach w oczach" stanowiło zaledwie część, tę najgorszą rzecz jasna. Fabuła jest przeraźliwie toporna. Reżyserów zdecydowanie bardziej interesuje impulsowe, doraźne działanie na widzów, niż całościowe ogarnięcie tematu i próbę odczytania go w interesujący sposób. Film składa się więc z prymitywnych sekwencji, które są tak ordynarnymi kopiami, jakby twórcom w ogóle nie chciało się myśleć nad ciekawymi rozwiązaniami. Nie ma tu mowy o wizji całości. Jeśli nawet reżyserzy zauważają różne tropy, jakie podrzucał im King w swojej prozie (to, że Louis nie wierzy w życie po życiu, a jego żona tak; niejasne motywacje Juda, kwestia tego, na ile los Creedów był przypieczętowany już w momencie wprowadzenia się do domostwa), to nie mają jakichkolwiek skrupułów, by je zignorować.
To ostatnie zdziwiło mnie najbardziej, bo gdyby potraktowali zło w "Smętarzu dla zwierzaków" podobnie jak to zrobili w "Gwiazdach w oczach", to mogliby stworzyć ciekawą opowieść o mrocznych darach i cenie, jaką jesteśmy za nie w stanie zapłacić. Mógłbym jeszcze od biedy zrozumieć brak takiego podejścia, gdyby twórcy trzymali się kurczowo literackiego oryginału. Oni jednak nie mieli problemów z wprowadzaniem zmian w fabule. Nie potrafię więc pojąć, dlaczego pozostali ślepi na ciekawe interpretacji historii, dlaczego oryginału nie wykorzystali jedynie jako pretekst dla własnej opowieści. Niemal wszystko byłoby lepsze od tego, co Kolsch i Widmyer zaprezentowali w "Smętarzu...".
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz