Sidney Hall (2017)
Gdybym przed obejrzeniem "Zniknięcia Sidneya Halla" wiedział, kto odpowiada za jego reżyserię, to prawdopodobnie bym sobie odpuścił. Na szczęście dopiero po fakcie sprawdziłem i wyszło mi, że nakręcił go gość od słabego "Zanim zniknę". Nowe dzieło Shawna Christensena przyjemnie mnie zaskoczyło i udowadnia, że każdy reżyser zasługuje na drugą szansę.
"Zniknięcie Sindeya Halla" jest opowieścią o poczuciu winy, które powoli acz nieubłaganie zjada człowieka od środka. To opowieść o tajemnicach, które łatwiej jest zabrać do grobu, niż ujawnić światu. To również rzecz o odpowiedzialności i próbach ucieczki przed nią. Jest to także historia o sztuce, która jednocześnie może niszczyć człowieka i go zbawiać.
Reżyser mówi o tym wszystkim rozbiwszy historię tytułowego Sindeya Halla na trzy plany czasowe, po czym wszystkie je ze sobą solidnie wymieszał. Nieustannie przeskakujemy więc między "przed" i "po", co pozornie może prowadzić do narracyjnego galimatiasu, ale zarazem sprawia, że to, co najważniejsze, staje się bardziej wyraziste. To mieszanie planów czasowych pomaga też reżyserowi zamaskować fakt, że bardzo często sięga po ograne i w gruncie rzeczy banalne rozwiązania fabularne. Jednak sposób prezentacji poszczególnych wątków spowodował, że rzecz mnie wciągnęła, że stworzony przez reżyser klimat na mnie zadziałał. Plusem jest też barwna galeria postaci, z których co najmniej kilka jest na tyle ciekawie rozbudowanych, że nadały filmowi "smaczku".
I choć reżyser nie uniknął naiwnych uproszczeń, to jednak sposób opowiadania przypadł mi do gustu na tyle, że znaczną część drobnych wpadek bez większego trudu wybaczyłem.
Ocena: 7
"Zniknięcie Sindeya Halla" jest opowieścią o poczuciu winy, które powoli acz nieubłaganie zjada człowieka od środka. To opowieść o tajemnicach, które łatwiej jest zabrać do grobu, niż ujawnić światu. To również rzecz o odpowiedzialności i próbach ucieczki przed nią. Jest to także historia o sztuce, która jednocześnie może niszczyć człowieka i go zbawiać.
Reżyser mówi o tym wszystkim rozbiwszy historię tytułowego Sindeya Halla na trzy plany czasowe, po czym wszystkie je ze sobą solidnie wymieszał. Nieustannie przeskakujemy więc między "przed" i "po", co pozornie może prowadzić do narracyjnego galimatiasu, ale zarazem sprawia, że to, co najważniejsze, staje się bardziej wyraziste. To mieszanie planów czasowych pomaga też reżyserowi zamaskować fakt, że bardzo często sięga po ograne i w gruncie rzeczy banalne rozwiązania fabularne. Jednak sposób prezentacji poszczególnych wątków spowodował, że rzecz mnie wciągnęła, że stworzony przez reżyser klimat na mnie zadziałał. Plusem jest też barwna galeria postaci, z których co najmniej kilka jest na tyle ciekawie rozbudowanych, że nadały filmowi "smaczku".
I choć reżyser nie uniknął naiwnych uproszczeń, to jednak sposób opowiadania przypadł mi do gustu na tyle, że znaczną część drobnych wpadek bez większego trudu wybaczyłem.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz