Us (2019)

Jordan Peele najwyraźniej chce być tym dla kina grozy, kim dla sf byli Wachowscy. "To my" jest bowiem tym dla horroru, czym dla fantastyki był "Matrix" - sprytnym połączeniem cudzych pomysłów w rzecz, która ma sprawiać wrażenie super oryginalnej.



W "To my" mamy więc motyw liczby 11:11. Jest pomysł na dwa światy wałkowany w literaturze na różne sposoby (C.J. Lewis i Graham Masterton najbardziej rzucają się w oczy). Jest oczywiście dickowski motyw z fałszywą rodziną. Są aluzje kierowane w stronę religii (choć dziwi niemal całkowity brak gnozy, która z kolei w "Matriksie" odgrywała ważną rolę). Są też odniesienia do obecnie panujących mód filmowych (podobieństwa do "Nocy oczyszczenia" raczej nie są przypadkowe).

O ile jednak "Matrixowi" wtórność w niczym nie przeszkodziła, bo rodzeństwu udało się stworzyć efekciarską i wciągającą opowieść (choć ja i tak wolę "Equilibrium"), to w przypadku "To my" znalazłem tylko kilka fajnych elementów, ale całość wydała mi się nieznośnie nabzdyczona z wyraźnie przerośniętym artystycznym ego reżysera. Ta różnica wynika z samego kształtu fabuły. W "Matriksie" można było łatwo zapomnieć o wtórności, ponieważ Neo i jego historia sama w sobie była interesująca. Tymczasem w "To my" szybko okazuje się, że nie ma żadnej fabuły. Po barokowym, rozpisanym na kilka aktów wstępie, film staje w miejscu. Bohaterowie okazują się bardzo grubą kreską naszkicowani i chodzi jedynie o ich przetrwanie. Ale przez to, że nie są to postaci wyraziste, że za ich walką o przetrwanie nie kryje się coś więcej, jakaś emocjonalna stawka, nie czułem motywacji, by im kibicować. Zupełnie nie przekonał mnie podział na "my" (czyli tych, których los powinien być mi drogi) i "oni" (czyli tych, których śmierć powinna sprawiać radość).

Film ma jednak swoje momenty. Podobała mi się sekwencja z napisami początkowymi i chórkiem. Za bardzo udany uważam pomysł, by rolę głupiej horrorowej blondyny odgrywał przysadzisty Winston Duke.

Niestety pozytywy nie wytrzymują porównania z końcówką, która jest po prostu jedną piramidalną bzdurą. Zaczyna się od nudnego wykładu na temat mitologii świata przedstawionego. Potem jest finałowy pojedynek, przy którym nadwyrężyłem sobie mięśnie szyi od nieustannego kręcenia głową z niedowierzania, że Jordan Peele na serio postanowił w taki sposób załatwić sprawę. Wreszcie jest finałowy twist, który musiał złośliwie podszepnąć reżyserowi M. Night Shyamalan, ponieważ na tak kretyńskie pomysły tylko on wpadał i to jedynie w swoich najmniej udanych filmach. Nie dość, że było to najbardziej oczywiste rozwiązanie, to jeszcze przekreślało sens wcześniejszego działania głównej antagonistki, ponieważ nie sposób uwierzyć w jej motywację wiedząc, skąd pochodzi i jaki los ją spotkał.

Ponieważ "Uciekaj!" też nie przypadło mi do gustu, wydaje mi się, że Jordan Peele nie jest reżyserem dla mnie. Będę się długo zastanawiał, czy obejrzeć jego kolejne dzieło.

Ocena: 4

Komentarze

Chętnie czytane

Hvítur, hvítur dagur (2019)

Daddy's Home 2 (2017)

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)