Vincent (2016)
Komedie świetnie nadają się do opowiadania o sprawach tak poważnych jak depresja. Sama konwencja gatunkowa sprawia, że idealnie oddają sprzeczną percepcję (i zachowanie) osób będących w depresji graniczącej z pragnieniem śmierci. Zachowanie takich osób często z boku wydaje się absurdalne, irracjonalne, frustrujące. U innych maskowane jest wybuchami energii i humorem ostrym jak brzytwa. Choć jest doświadczeniem intymnym i egocentrycznym, często ubierane jest w maski uniwersalnego przesłania. W komedii wszystkie te elementy można pokazać w sposób naturalny, niewymuszony, a przy tym atrakcyjny dla widza.
Dowodem na to jest właśnie "Vincent i koniec świata". Film dostarcza sporo powodów do śmiechu. Jednocześnie jednak pokazuje świat przerażający i przygnębiający. Choć bowiem Vincent jest jedynym, który (przynajmniej na pierwszy rzut oka) chce się zabić, to praktycznie wszystkie postaci pojawiające się w filmie są głęboko nieszczęśliwe. Matka Vincenta, która dawno temu pozbyła się złudzeń na rzecz pragmatycznego, ułożonego życia rodzinnego. Ciotka Vincenta, która wydaje się być pełną energii, pozytywną osobą... jeśli tylko zignoruje się (co większość bohaterów czyni) jej zamiłowanie do leków uspakajających popijanych alkoholem. Nawet para nowożeńców na parę godzin przed ślubem wdaje się w kłótnię na tematy rodzinne.
Patrząc na tak prezentowany świat, przestaje dziwić fakt, że ktoś chce się zabić. Zdumiewa raczej to, że tak wiele osób wybiera życie. Bo cóż to za happy end, który każe godzić się nam z oczywistością nieuchronności rozczarowań i cierpień, ponieważ od święta może nam się zdarzyć coś pozytywnego?
Jako niezbyt atrakcyjny obraz świata, "Vincent" sprawdza się idealnie. Jako komedia już trochę słabiej. Choć ma sporo zabawnych scen, jest to jednak humor dość powierzchowny, mało efektowny. Stąd działa jedynie chwilowo nie wpływając na klimat całość. Przez co koniec końców wypada dość zwyczajnie.
Ocena: 6
Dowodem na to jest właśnie "Vincent i koniec świata". Film dostarcza sporo powodów do śmiechu. Jednocześnie jednak pokazuje świat przerażający i przygnębiający. Choć bowiem Vincent jest jedynym, który (przynajmniej na pierwszy rzut oka) chce się zabić, to praktycznie wszystkie postaci pojawiające się w filmie są głęboko nieszczęśliwe. Matka Vincenta, która dawno temu pozbyła się złudzeń na rzecz pragmatycznego, ułożonego życia rodzinnego. Ciotka Vincenta, która wydaje się być pełną energii, pozytywną osobą... jeśli tylko zignoruje się (co większość bohaterów czyni) jej zamiłowanie do leków uspakajających popijanych alkoholem. Nawet para nowożeńców na parę godzin przed ślubem wdaje się w kłótnię na tematy rodzinne.
Patrząc na tak prezentowany świat, przestaje dziwić fakt, że ktoś chce się zabić. Zdumiewa raczej to, że tak wiele osób wybiera życie. Bo cóż to za happy end, który każe godzić się nam z oczywistością nieuchronności rozczarowań i cierpień, ponieważ od święta może nam się zdarzyć coś pozytywnego?
Jako niezbyt atrakcyjny obraz świata, "Vincent" sprawdza się idealnie. Jako komedia już trochę słabiej. Choć ma sporo zabawnych scen, jest to jednak humor dość powierzchowny, mało efektowny. Stąd działa jedynie chwilowo nie wpływając na klimat całość. Przez co koniec końców wypada dość zwyczajnie.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz