光 (2017)
Młoda kobieta, która tęskni za zmarłym ojcem pracuje nad audiodeskrypcją filmu opowiadającego o tęsknocie, pamięci i zapomnieniu. W grupie focusowej jest były fotograf, który musiał zarzucić zawód, kiedy praktycznie stracił wzrok. On też nie potrafi porzucić pamięci o tym, kim był i co utracił. Kino stanie się katalizatorem dla spotkania, spotkanie doprowadzi do nawiązania się więzi, a ta pozwoli bohaterom wyciągnąć się z odmętów tęsknoty.
Brzmi pięknie, prawda? I takim też chce się jawić. Reżyserka dużo miejsca poświęca obrazom, grze światła i cienia, zbliżeniom na twarze bohaterów. Naomi Kawase tak bardzo stara się stworzyć mającą głębokie znaczenie medytację na temat ludzkiej natury i miejsca kina w życiu człowieka, że nawet nie zauważa, kiedy "Blask" przeradza się w pastisz artystycznego dzieła.
Niemal niezauważalnie rzecz stacza się po równi pochyłej ku telenowelowej ckliwości. I choć to samo w sobie nie jest dla mnie zarzutem, w tym przypadku jest to wada, nad którą nie potrafię przejść obojętnie. Reżyserka jest bowiem na to (nomen omen) ślepa, więc sprowadza fabułę do historyjki z przedszkolnej piaskownicy i czyni to z pompą mistrza tworzącego arcydzieło. Zamiast lekkości i delikatności mam przyciężką rękę artysty, który próbuje na siłę wywołać uczucia i refleksje, jakie powinny się w widzu zrodzić w sposób naturalny, pozornie niezamierzony przez reżyserkę.
"Blask" jest więc niczym więcej jak nieudolną grą na emocjach widza i smutną próbą udawania wielkiego kina, gdy w rzeczywistości jest to romansowa pulpa.
Ocena: 3
Brzmi pięknie, prawda? I takim też chce się jawić. Reżyserka dużo miejsca poświęca obrazom, grze światła i cienia, zbliżeniom na twarze bohaterów. Naomi Kawase tak bardzo stara się stworzyć mającą głębokie znaczenie medytację na temat ludzkiej natury i miejsca kina w życiu człowieka, że nawet nie zauważa, kiedy "Blask" przeradza się w pastisz artystycznego dzieła.
Niemal niezauważalnie rzecz stacza się po równi pochyłej ku telenowelowej ckliwości. I choć to samo w sobie nie jest dla mnie zarzutem, w tym przypadku jest to wada, nad którą nie potrafię przejść obojętnie. Reżyserka jest bowiem na to (nomen omen) ślepa, więc sprowadza fabułę do historyjki z przedszkolnej piaskownicy i czyni to z pompą mistrza tworzącego arcydzieło. Zamiast lekkości i delikatności mam przyciężką rękę artysty, który próbuje na siłę wywołać uczucia i refleksje, jakie powinny się w widzu zrodzić w sposób naturalny, pozornie niezamierzony przez reżyserkę.
"Blask" jest więc niczym więcej jak nieudolną grą na emocjach widza i smutną próbą udawania wielkiego kina, gdy w rzeczywistości jest to romansowa pulpa.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz