Diego Maradona (2019)

Nie należę do wielkich fanów dokumentalnych dokonań Asifa Kapadii. "Senna" i "Amy" to dla mnie solidne filmy, ale nic ponad to. Dlatego też wybierając się na "Diego" nie miałem szczególnie wysokich oczekiwań. Tym razem jednak reżyser zdołał mnie pozytywnie zaskoczyć. Z trzech jego dokumentów ten zrobił na mnie największe wrażenie.



Najbardziej "Diego" podobał mi się w tych partiach, kiedy struktura narracji przypominała klasyczny melodramat. Ten film jest bowiem w dużej mierze opowieścią o dwóch pokiereszowanych przez życie jednostkach, które połączył los i wielka miłość. Połowę tę pary stanowił argentyński piłkarz, który wywodził się ze slumsów, drugą połówkę stanowiło miasto (i jego mieszkańcy) pogardzane przez resztę Włoch. Jak na klasyczny melodramat przystało, Kapadia buduje piękne obrazy, kiedy to wzajemne uczucie sprawia, że wszystko jest możliwe. Maradona staje się bożyszczem tłumów, a drużyna z Neapolu sięga po niewyobrażalne - tytuł mistrzowski. Jednak miłość w melodramacie zawsze niesie w sobie zalążki tragedii, które z czasem bujnie się rozrastają. I nie inaczej prowadzi narrację Kapadia, pokazując, jak miłość zmienia się w uczucie toksyczne, zaborcze, tłamszące. Piękno zostaje podeptane, uniesienia zastępuje coraz bardziej desperackie zagłuszanie bólu i ignorowanie znaków zbliżającej się tragedii. Aż w końcu nadchodzi moment dramatycznego wyboru, zdrady, po której nic już nie będzie takie jak dawniej...

Kapadia świetnie też potrafi budować dramaturgię scen sportowych, czego dowodem są partie z Mistrzostw Świata w '86 i '90 roku. Choć obie te imprezy oglądałem, to reżyser potrafił tak to wszystko zmontować i przedstawić, że łapałem się na tym, jak z zapartym tchem czekam na rozwój wydarzeń, jakbym nie znał wyniku spotkania. W takich momentach myślałem sobie, że jeśli kiedykolwiek miałby powstać kinowy aktorski film o Tsubasie i jego kolegach z klubu Nankatsu, to chciałbym, żeby za kamerą stanął właśnie Kapadia.

Ale reżyser ma też słabe momenty. Kiedy "Diego" zaczyna być opowieścią o autodestrukcji Maradony i o tym, jak cały świat stał się pułapką bez wyjścia, wtedy film wyraźnie siada. Kapadia nie radzi sobie z pokazaniem sytuacji stłamszenia, kiedy to piłkarz znalazł się w sytuacji bez wyjścia, opuszczony, wydany na żer, zniszczony przez kompleksy, przed którymi całe życie uciekał. Za łatwo reżyser zamienia jednostkowy dramat w przegląd typowych slajdów o upadku idola. Co robiło jeszcze mniejsze wrażenie, ponieważ z tego samego zestawu korzystał i w "Sennie" i w "Amy".

"Diego" dostarczył mi sporo emocji, ekscytacji i wzruszeń. Ma jednak też momenty frustrujące i męczące. To pierwsze dominowało przede wszystkim w pierwszej połowie dokumentu. Tego drugiego był tym więcej, im bliżej było zakończenia.

Ocena: 7

Komentarze

Chętnie czytane

Hvítur, hvítur dagur (2019)

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)

Funkytown (2011)